Mistrzostwa, mistrzostwa i po mistrzostwach! Te trzy tygodnie minęły tak szybko, że aż trudno mi to pojąć moim małym umysłem ;). Z resztą, wcale nie trudno stracić rachuby czasu, kiedy przestaje się go odmierzać za pomocą zegarka lub kalendarza, i życie zaczyna się toczyć od meczu do meczu (oczywiście z udziałem Polaków, chociaż te inne też były całkiem zacne). W dniu finału, kiedy siedziałyśmy razem z Agą w kawiarni w Katowicach, to wydawało nam się, że zaledwie kilka dni temu byłyśmy w Warszawie. A tu bach! Za dwie godziny finał. I to z udziałem Naszych!
fot. Kasia Kowol |
Początki
Prawda jest taka, że gdy kupowałam bilety na mecze, czyli jakoś kwiecień/maj, to byłam pewna, że to co się będzie działo na Stadionie Narodowym, to będą takie emocje i taki mecz, jakiego już nigdy później nie zobaczę. I rzeczywiście, widowisko było spektakularne, trybuny wypełnione po brzegi, atmosfera kosmiczna i wynik meczu rewelacyjny (więcej na ten temat możecie przeczytać tutaj :). Właśnie po tej wygranej nad reprezentacją Serbii, gdzieś tam w głowie pojawiła się myśl i nadzieja, że to może nie był jeszcze ten najbardziej wyjątkowy mecz w moim życiu, ale była to myśl tak nieśmiała, że nawet nie próbowałam jej wypowiadać na głos. Jednakowoż, pewna iskierka się pojawiła i z każdym dniem robiła się coraz większa.
fot. Kasia Kowol |
Potem mecze we Wrocławiu
Tak się akurat złożyło, że podczas I fazy Mistrzostw, w której Polacy rozgrywali mecze na Hali Stulecia, byłam we Wrocławiu. Dlatego też chodziło się do strefy kibica albo do kawiarni ze znajomymi, i w każdym z tych miejsc emocje były wspaniałe i wciąż rosły. Rosła też nadzieja na sukces naszej Kadry Narodowej. Mimo to, wciąż nie mówiło się głośno o możliwości zdobycia medalu, bo chociaż regularnie ogrywaliśmy swoich przeciwników, to jednak w dużej części byli to przeciwnicy z nieco niższej półki. Gdy Polakom udało już się przejść jak burza przez tę część Mistrzostw, nadszedł czas na prawdziwe - jak się wtedy wydawało - wyzwanie, czyli III fazę, rozgrywaną już w innym miejscu.
W mieście Łodzi siatkarzom się też powodzi
III faza to już bardzo wymagający przeciwnicy (więcej o tym tutaj:); a jak przeciwnicy lepsi, to i mecze trudniejsze, ale i ciekawsze zarazem. Oczywiście był moment lekkiego załamania formy podczas meczu z USA, ale nie czarujmy się - w czasie tak długiego turnieju, nie ma takiej opcji, żeby grać bezbłędnie na wszystkich spotkaniach. Na szczęście w meczu z Włochami gra naszych siatkarzy wróciła już na właściwe tory, i wszystkie kolejne mecze kończyły się zwycięstwem Polaków. Nie znaczy to rzecz jasna, że było łatwo! Było za to mnóstwo dramatycznych zwrotów akcji, cały wachlarz emocji i walka do upadłego. Szczególnie w pamięć zapadły mi tie breaki z drużynami Iranu i Francji. Ten pierwszy uratował nas przed odpadnięciem z turnieju, ten drugi natomiast znacznie poprawił samopoczucie przed półfinałami. Następnie przyszedł czas na losowanie...
fot. Kasia Kowol |
Półfinały, półfinały, u kibiców stres niemały
Mecz z Niemcami był bardzo ważny i chyba najbardziej dla mnie stresujący. Oglądałam go u przyjaciółki i chyba nigdy jeszcze takich nerwów nie przeżywałyśmy. Po pierwsze dlatego, że bardzo chciałyśmy żeby Polacy byli już w finale; a po drugie, dlatego że miałyśmy bilet do Spodka, którym jak się okazało wygrałyśmy życie, chociaż mało kto się tego spodziewał jak go kupowałyśmy. Mecz był bardzo trudny, Niemcy deptali nam po piętach, ale ostatecznie się udało i to dopiero była euforia!
Finał - emocje, których się nie zapomina
Aga Nowak i ja / fot. Kasia Kowol |
Nagle, w samej końcówce 4 seta, chyba wszyscy uświadomiliśmy, że zaraz możemy pokonać wielką Brazylię i zostać Mistrzami Świata, i po ostatnim punkcie pojawiła się niewyobrażalna euforia i emocje tak intensywne, jakich jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Dlatego też, nie potrafię opowiedzieć słowami tego co działo się przez pierwszą minutę po zwycięstwie. Pamiętam krzyki, piski, uściski, skakanie. A potem radość, łzy, miękkie kolana i próba uwierzenia w to, co się stało. Tym wszystkim przepięknym emocjom i uczuciom akompaniowała bardzo ładna oprawa artystyczna i świetlna w hali. Na koniec jeszcze dodam, że hymn Polski śpiewany był przez kibiców jeszcze dwukrotnie tego wieczora - raz spontanicznie, chwilę po wygranej, a drugi raz już oficjalnie, z flagą podniesioną wysoko do góry. Takich rzeczy się nie zapomina do końca życia.
Marzenia się spełniają
Podsumowując, ten Mundial był jednym, wielkim, "trzytygodniowospełniającymsię" marzeniem, myślę, że zarówno siatkarzy jak i każdego kibica. Przed Mistrzostwami miałam nadzieje i swoje wyobrażenia jak chciałabym aby to wszystko wyglądało, ale nie spodziewałam się, że moja wizja spełni się w 100%. Byłam na dwóch najważniejszych meczach naszej reprezentacji, przeżyłam takie emocje jakich nie doświadczyłam jeszcze nigdy dotąd i brałam udział w historycznym dla polskiego sportu wydarzeniu. Dodatkowo, siatkówka zagościła nie tylko na halach i w strefach kibicach, ale wszędzie! W mediach, na ulicach, w pociągu, w tramwaju, w kawiarniach, wszyscy dookoła mówili o moim ukochanym sporcie! Lepszej ozdoby do organizacji i całej oprawy tej imprezy nie można było sobie wymarzyć :) Dlatego teraz wielkie: DZIĘKUJEMY!
PS. To było takie podsumowanie Mistrzostw z mojego prywatnego kibicowskiego punktu widzenia, bo fachowe analizy można znaleźć obecnie dosłownie wszędzie :) Ale ale... to na pewno nie koniec wątku mundialowego na blogu, bo o czymś takim się po prostu nie da zapomnieć :) Na więcej zapraszam już niedługo!
fot. Kasia Kowol |
Chodziło się za chopakami. :D
OdpowiedzUsuńAle za takimi to można!
No ba! ;D
Usuń