czwartek, 24 kwietnia 2014

O co dzisiaj chodzi w igrzyskach olimpijskich?

Igrzyska olimpijskie to temat, który już od dłuższego czasu leżał mi na wątrobie czy też na sercu – jak kto woli, i w końcu przyszedł czas żeby się nim zająć. Dlaczego igrzyska? Bo tak jak dla koneserów muzyki ogromny festiwal muzyczny, a dla miłośników kina rozdanie Oscarów jest świętem, tak dla wszystkich sportowców i fanów sportu, olimpiada jest największą, najważniejszą i najbardziej prestiżową imprezą sportową, na którą czeka się z niecierpliwością przez 4 lata. Dlaczego tak jest i czym igrzyska zapracowały sobie na taką wysoka rangę? O co tak naprawdę dzisiaj chodzi w tych całych igrzyskach? 

www.nicpon.perkunas.webd.pl
Po pierwsze: olimpiada jest stara. Naprawdę, i to bardzo, ponieważ jej debiut miał miejsce w 776 r. p.n.e., w greckiej Olimpii, od której wzięła swoją nazwę. Zaczęło się od zaledwie kilku dyscyplin biegowych; potem wraz z kolejnymi edycjami ich ilość stopniowo rosła. Co jest jednak istotne, na czas trwania igrzysk ustawały wszelkie konflikty zbrojne, po to żeby atleci nie musieli w tym czasie znajdować się na polu bitwy, ale mogli rywalizować w pokojowych zawodach sportowych. Rozejm, czyli tzw. „pokój boży” (starożytne igrzyska rozgrywane były ku czci Zeusa), trwał 2 miesiące i był to czas który uczestnicy przeznaczali nie tylko na rywalizację, ale głównie na podróż do Grecji i bezpieczny powrót do domów. 

masters.azs-awf.pl
Nowożytne igrzyska znacznie się różnią od tych dawnych. Przede wszystkim zostały one podzielone na letnie (pierwsze - 1896 Ateny) i zimowe (Chamonix 1924), i poszerzone o znaczną ilość dyscyplin sportowych, i ta liczba wciąż rośnie. Sama idea igrzysk jednak się nie zmieniła, i teoretycznie są one nadal symbolem równości i pokoju. Świadczą o tym m.in. flaga przedstawiająca 5 nachodzących na siebie kół, oznaczających różne kontynenty: niebieski – Europę, czarny – Afrykę, czerwony – Amerykę, żółty – Azję i zielony – Australię, co w jasny sposób sugeruje, że wszyscy maja równe prawa do wzięcia udziału w rywalizacji. Z kolei, ceremonii rozpoczęcia igrzysk towarzyszy zapalenie znicza olimpijskiego, które niejednokrotnie stanowiło manifest przeciwko prowadzeniu konkretnych działań zbrojnych (ze względu na osoby jakie go zapalały), oraz wypuszczenie gołębicy – symbolu pokoju. Do tego w tle rozbrzmiewa „Oda do braterstwa” Ludwika van Beethovena, której słowa mówią że wszyscy ludzie są równymi sobie braćmi. To wszystko podszyte jest koncepcją Coubertina, sławiącą idee olimpizmu, według której człowieka powinna kształtować kultura i sport, bazujące na zasadach etyki. 

Wszystko to wygląda pięknie, i ktoś kto zupełnie nie interesuje się sportem, mógłby pomyśleć, że to wspaniała impreza, której przyświecają szczytne cele, sięgające daleko poza zwykła rywalizację sportową. Rzeczywistość jest niestety znacznie mniej kolorowa niż koła na fladze olimpijskiej.

deser.pl
Jestem w stanie zrozumieć to, że w dzisiejszym świecie nakłonienie państw do przerwania konfliktów zbrojnych na czas igrzysk graniczyłoby z cudem, bo żadna z władz nie pozwoliłaby sobie na tak długi czas przestoju, szczególnie w czasach kiedy wszystko może zmienić się w czasie jednej sekundy. Rozumiem też to, że nie zabrania się tym państwom uczestniczenia w igrzyskach, bo dlaczego sportowcy mają cierpieć z powodu działań polityków? Niemniej jednak, nie potrafię zrozumieć i przyjąć tego, że organizacja olimpiady przyznawana jest krajom, które jawnie biorą udział w konfliktach zbrojnych albo łamią prawa człowieka, a podczas igrzysk kreują się na orędowników równości i pokoju. Z głośników płynie poetycka propaganda, w którą mało kto wierzy, ale której miliony przyklaskują, bo przecież widowisko takie piękne, efektów specjalnych tak dużo, no ależ się ci gospodarze wykosztowali – trzeba im za to przyklasnąć. Dlaczego ktoś wyraża zgodę na to, żeby Putin przewodził igrzyskom w Soczi, skoro wiadomo, że gdy zgaśnie ogień olimpijski upomni się o Ukrainę, a jego metody prowadzenia polityki są dalekie od demokratycznych ideałów. Jak można przyznać taką imprezę Chinom, słynącym z dyktatury i uwikłanym w konflikty w Tybecie i Darfurze? I nieco starszy, ale bardzo znaczący przykład: jak można było dopuścić do tego, że Hitler urządził igrzyska w Berlinie w 1936 roku (otrzymując je z resztą w zamian za łapówkę)?

Odpowiedź jest prosta: jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę. Gospodarzami igrzysk z reguły zostają państwa, które wyłożą na stół wystarczającą ilość pieniędzy - nieważne w jaki sposób są one wcześniej uzyskiwane. I nie da się ukryć, że są one potrzebne, jak z resztą przy organizacji wszelkiego rodzaju imprez. Ale czy kwestie finansowe i wszechobecna komercjalizacja muszą przysłaniać najważniejsze idee dla których igrzyska olimpijskie powstały i na których powinny się opierać? I nareszcie, czy takie igrzyska mogą nazywać się jeszcze olimpiadą, a nie komercyjną imprezą mocarstw, i czy są w ogóle jeszcze czegokolwiek warte? Jeśli mamy przyklaskiwać i zachwycać się kolorową propagandą, będącą smutną ironią dla takich wartości jak pokój i równość, to lepiej nie przyklaskiwać już w ogóle. Albo po prostu coś zmienić.  
Share:

niedziela, 13 kwietnia 2014

(Nie)Zwykli biegacze

Bieganie ostatnio zrobiło się modne, co widać choćby na wrocławskich ulicach (3 biegaczy w ciągu 3 minut widzianych niedawno z okna tramwaju)! I bardzo dobrze, że tak jest, bo bieganie wiele zalet ma, o czym wszyscy już wiedzą. W tym debiutanckim poście chcę się skupić jednak nie na korzyściach płynących z samego biegania, ale na wyjątkowych ludziach, którzy biegając, oferują światu coś więcej niż tylko sukcesy sportowe.


Fauja Singh - Tornado w turbanie
www.silverstrider.com
Fauja Singh urodził się w miejscowości Pendżabu, położonej na pograniczu Indii i Pakistanu. Po raz ostatni wziął udział w biegu na 10km tuż przed swoimi 102-mi urodzinami! Zawody odbyły się w Hong Kongu, w lutym ubiegłego roku, i były zwieńczeniem jego 14-letniej przygody z bieganiem. Przygoda ta rozpoczęła się, dopiero kiedy Fauja miał 89 lat i nie był to łatwy początek Po śmierci syna oraz utracie żony i córki, Singh zdecydował, że musi znaleźć sobie zajęcie, które pozwoli mu stanąć na nogi i odzyskać równowagę życiową. Jako pierwszy na świecie stulatek pokonał królewski dystans 42.195 km w czasie 8:11:06 (Toronto 2011), i był to jeden z 9-ciu maratonów, jakie udało mu się ukończyć w czasie jego sportowej kariery. Jak sam mówi, inspiracje do biegania znajduje w kontakcie z Bogiem oraz wśród innych biegaczy. Obecnie uprawia jogging jedynie rekreacyjnie, ale chce to robić tak długo, jak tylko będzie to możliwe.



Maria Pańczak, czyli modna Babcia z parasolką

magone.flog.pl
Uśmiech na twarzy, biały strój, i do tego niebieska parasolka na plecach – tak oto na każdej linii startowej prezentuje się 74-letnia biegaczka, a z zawodu lekarz – Maria Pańczak. Jak sama mówi, biały strój symbolizuje jej profesję, a niebieska parasolka dodaje jej szyku, bo przecież prawdziwa dama nie może wyglądać „bele-jak”, nieprawdaż? ;) Dla Pani Marii nie liczy się prędkość, ale sam fakt, że każdy może biegać maratony, nawet w dojrzałym wieku. Biega, bo uważa, że ruch jest w stanie zapewnić radość i pogodę ducha, a sama jest ciekawa granic ludzkich możliwości. Swoją przygodę z bieganiem rozpoczęła razem z przejściem na emeryturę, w wieku 60-ciu lat. Marzeniem pani Marii jest start w maratonie organizowanym w Nowym Jorku. Będąc w Ameryce chciałaby też potruchtać po rezerwatach indiańskich, ponieważ interesuje się życiem, kulturą i zwyczajami Indian. 


Annette Fredskov - maratońska rekordzistka
www.english.cntv.cn
Annette pochodzi z Danii i ma 41 lat. Dla niej bieganie stało się metodą walki z chorobą, jaką jest stwardnienie rozsianie. Mimo, że już wcześniej dość intensywnie uprawiała ten sport, to dopiero po diagnozie postanowiła znacznie podkręcić tempo. Zdecydowała, że pobije rekord Guinessa i przebiegnie 366 maratonów w ciągu 365 dni, począwszy od  15 lipca 2012 na 14 lipca 2013 kończąc (w ostatni dzień pokonała trasę dwóch maratonów). Jak sama mówi, bieganie daje jej poczucie kontroli nad chorobą i jest najlepszym sposobem walki z jej objawami, a także wzmacnia fizycznie i przede wszystkim psychicznie. Będąc pod stało opieką lekarzy, Annette z powodzeniem biega do dziś i robi to codziennie. Kolejnym wyzwaniem jakie przed sobą postawiła jest pokonanie 5-ciu maratonów w ciągu 48 godzin.


Paweł Mej - Bosy Biegacz
www.siepomaga.pl
Nie ma własnego trenera, ani sponsora, chociaż marzy mu się bieganie na całym świecie z flagą Polski w ręku. Nie ma też profesjonalnego obuwia, co jednak nie przeszkadza mu w robieniu tego co kocha. Niezwykły mieszkaniec Bochni, Paweł Mej biega boso od 2007 roku, kiedy to po raz pierwszy wystartował w półmaratonie. Od tamtej pory robi to regularnie, i udało mu się w ten sposób wziąć udział w 51 zawodach w całej Polsce. Sport ten ceni sobie za to, że pozwala mu utrzymać dobre zdrowie i daje okazje do pomocy innym. Nie brakuje mu też oryginalnych pomysłów: kiedyś przebiegł warszawski półmaraton tyłem; innym razem w 34 godziny obiegł dookoła Tatry (200km) z okazji Święta Narodowego 3 Maja. Poza bieganiem lubi śpiewać i tak też dorabia sobie na zakopiańskich Krupówkach. Wystąpił raz w "Szansie na Sukces", w której pojawił się z resztą zaraz po ukończeniu maratonu. Z pomocą śpiewu i biegania chce odnaleźć swoją rodzinę i ma ogromną nadzieję, że pewnego dnia jego marzenie się spełni.    

Osób, dla których bieganie już dawno przestało być tylko sportem, a stało się sposobem na życie, jest z pewnością na świecie tak dużo, że można by o nich napisać całą książkę, a nie tylko krótki artykuł na bloga. Dzięki swojej pasji i zaangażowaniu stają się dla innych inspiracją nie tylko do uprawiania sportu i prowadzenia zdrowego trybu życia, ale również - a może przede wszystkim - są żywym przykładem na to, że w życiu warto robić to, co się tak naprawdę kocha, przełamywać swoje słabości i codziennie walczyć o swoje marzenia. Biegacze, odważcie się więc czerpać z biegania wszystko co najlepsze (a oferuje ono dużo więcej niż tylko osiągnięcia sportowe), a na co dzień wszyscy biegnijmy przez życie radośnie i z pasją, tak jak robią to bohaterzy tego tekstu ;). 
Share:

czwartek, 3 kwietnia 2014

Bo tak!

Bo nie ma czasu. Bo nie ma o czym, bo wszyscy piszą, bo nikt nie pisze, bo nikt nie przeczyta, bo będą czytać, bo praca magisterska, bo sesja, bo wakacje, bo mi się znudzi, bo obciach, bo to niepoważne, bo za ładna pogoda, bo deszcz, bo za dużo studiów, bo studiów za mało, bo impreza, bo wycieczka, bo spać, bo obiad, bo kawa, bo mecz, bo radio, bo fajny film, bo dobra płyta, bo spotkanie z przyjaciółmi, bo biegać, bo gadać głupoty, bo mi się nie chce.

Tyle do tej pory znalazłam powodów w swojej głowie, przez które – mimo że już od kilku lat planowałam rozbić namiot na kawałku Internetu – do tej pory tego nie zrobiłam… Ale jak widać, co się odwlecze to nie uciecze, i strona w końcu powstała, a i ja zdecydowałam się postawić kilka kropek i przecinków :). A czasem jest tak, że człowiek chciałby się myślą podzielić albo wypowiedzieć – jak się na czymś zna, albo nawet jak się i nie zna, więc taki blog, wydaje się być miejscem właściwym na tego typu szaleństwa. I tego właśnie możecie się tutaj spodziewać. 

Wpadajcie, jak będziecie mieli taką ochotę :-)
Share: