czwartek, 28 sierpnia 2014

Ostatni (górski) powiew lata...

Nieuchronnie zbliża się koniec sierpnia, a wraz z nim koniec lata (Captain Obvious at Your service! :P). Na zewnątrz jest stanowczo za zimno jak na końcówkę wakacji - przedwczoraj było u mnie 12 stopni Celsjusza, nie przymierzając niewiele więcej niż w lutym tego roku (będąc w jesiennej ciepłej kurtce wcale się nie przegrzałam)... Stąd właśnie przyszedł mi do głowy pomysł, żeby myślami wrócić do tych ciepłych dni; a że nie wyobrażam sobie lata bez wyjazdu w góry i od kilku lat regularnie zjawiam się w Tatrach, to zabiorę Was teraz na wycieczkę górskimi i niegórskimi szlakami po Zakopanem i okolicach. Jako że każdy turysta ma prawo korzystać z uroków górskich w ulubiony i przystępny dla siebie sposób, uprzedzam, że jest to spacer "po mojemu", na który teraz serdecznie Was zapraszam :)


Rozgrzewka

widok z Sarniej Skały
fot. Kasia Kowol 
Na górskie szlaki zazwyczaj wybieramy się razem z mamą, i ponieważ żadne z nas Kukuczki ani Jaśki Mele, to na początek wybieramy niewysokie i niezbyt wymagające szczyty, w celu rozgrzania mięśni i przygotowania się do nieco dalszych wędrówek. Do tej pory naszą ulubioną górą był Nosal o wysokości 1206 m n.p.m., na który wspinamy się z Kuźnic. Taka wycieczka to niecałe 50 min drogi w górę, a na końcu nasz "spacer" zwieńczony jest całkiem zacnym widokiem na Zakopane i inne tatrzańskie szlaki. Zejść można tą samą drogą albo wybrać trasę raczej krótszą, ale składającą się z dość śliskich i stromych kamiennych schodów. Natomiast w tym roku, dla odmiany, za poradą znajomego, wybrałyśmy się z Doliny Białego na Sarnią Skałę. Jest ona trochę wyższa od Nosala, ponieważ sięga wysokości 1377 m n.p.m. Jest też nieco bardziej wymagająca, ale jak najbardziej do pokonania dla każdego, kto czasem lubi się wybrać na dłuższy spacer. Z Sarniej Skały również można podziwiać piękne widoki, m.in. na Giewont czy panoramę miasta. Dla osób, które podobnie jak my, nie lubią schodzić z góry tą samą drogą, dobrą alternatywą może być zejście do Doliny Strążyskiej - tak dla odmiany :)



Piętro wyżej

Jak podczas każdego porządnego treningu bywa, po rozgrzewce przychodzi czas na właściwy wysiłek. Dlatego też, jeśli pogoda pozwala, stopniowo wybieramy się w nieco wyższe partie górskie. Od razu powiem, że po rozgrzewce nie przechodzimy transformacji jak legendarne postacie z "Power Rangers", i nie przyjmujemy postać alpinistów. W związku z tym, dla niektórych mogą to wciąż być szczyty na rozruch, albo w ogóle śmiech na sali. A że to nie wyścigi, więc ścigać się z nikim nie mamy zamiaru, i mozolnie spindramy się na Kasprowy Wierch (1987 m n.p.m., i myślę, że tego Pana nikomu przedstawiać nie trzeba), albo do Doliny Pięciu Stawów Polskich (1600 - 1900 m n.p.m.), która również jest bardzo popularna wśród turystów, i do której szłyśmy drogą z Palenicy Białczańskiej. Mimo, że kocham widoki rozpościerające się nad Morskim Okiem, to muszę przyznać, że krajobrazy w Dolinie Pięciu Stawów urzekły mnie dużo bardziej, i jak na moje oko jest to teren wciąż mniej zatłoczony niż Morskie Oko (joł B-)). Zresztą żaden ze mnie Jan Kasprowicz, żeby piękno gór właściwie w słowach oddać, więc lepiej spójrzcie sami ;)


fot. Kasia Kowol


fot. Kasia Kowol

Takie widoki miałyśmy rok temu, a w tym niestety pogoda nie pozwoliła nam na planowane Czerwone Wierchy i jeszcze kilka innych miejsc. Musiałyśmy więc dostosować się do warunków atmosferycznych i stąd pomysł na wycieczkę na Grzesia, Przysłop Miętusi czy też Iwaniacką Przełęcz. Może to i dobrze, bo w innej sytuacji zapewne byśmy nie wybrały właśnie tych miejsc, a było warto :)


I z powrotem na parter!


fot. Madzia Wójcik
Jak wiadomo, Zakopane czy jakikolwiek wypoczynek w górach to nie same góry. Warto z nich czasem zejść i dać odpocząć spracowanym mięśniom. Ja osobiście nie jestem zbyt wielką fanką nieziemsko zatłoczonych Krupówek, więc staram się wybierać trochę spokojniejsze miejsca, jak np. Droga pod Reglami, albo okolice skoczni (gdzie też przychodzą tłumy, ale nie takie tłumy-tłumy jak w samym sercu miasta). Nigdy też nie pogardzę spacerem w Dolinie Kościeliskiej lub Chochołowskiej - w tej drugiej coś dla siebie znajdą także miłośnicy wypadów rowerowych. 

Zwalniając tempa jeszcze bardziej, żeby się nie nudzić ale też i za bardzo nie zmęczyć, można wybrać się do okolicznych muzeów, takich jak Muzeum Tatrzańskie, czy Muzeum Stylu Zakopiańskiego. Dla osób, które nie przepadają za klimatem muzealnym, fajnym pomysłem jest odwiedzenie domku do góry nogami. Co prawda pamiętam, że tę wizytę przypłaciłam zawrotami głowy i mdłościami, ale warto było :D

Na wszelki wypadek, jeżeli zdarzy się, że nie dopisała ani pogoda, ani humor ani kondycja, polecam wieczór w oldschoolowym kinie "Sokół", znajdującym się w bardzo bliskim sąsiedztwie Krupówek. Panuje tam klimat takiego starodawnego kina, gdzie jest jedno okienko z kasą zaraz przy wejściu i gdzie bilety sprzedaje uśmiechnięty starszy dżentelmen (przynajmniej tak było ostatnim razem ;) Potem trzeba koniecznie wyskoczyć na grzańca albo oscypek do centrum i już wszystko powinno wrócić do normy ;)

Tak jak wspominałam na samym początku tego wpisu, są to Tatry i Zakopane widziane z mojej perspektywy, zwiedzane w sposób który lubię i który sprawia mi przyjemność. Mam świadomość tego, że ta perspektywa z czasem będzie się zmieniać, i kroki będę stawiać coraz bardziej pod górę - przynajmniej mam taką nadzieję. Będę bardzo usatysfakcjonowana jeśli Wam się ta wirtualna letnio-nostalgiczna wycieczka podobała i cieszyłabym się, jakbyście podzielili się jakimiś własnymi sposobami na spędzanie czasu kilkaset metrów nad poziomem morza :) 

PS. W związku z tym, że jutro jedziemy do Warszawy, gdzie w sobotę odbędzie się otwarcie Mistrzostw Świata w siatkówce, to już wiecie jakiego postu możecie się tutaj wkrótce spodziewać ;)


fot. Kasia Kowol

  
Share:

piątek, 22 sierpnia 2014

"To Memoriał, to Memoriał...

... dla człowieka, który nigdy się nie poddał!" Mowa tutaj oczywiście o Memoriale Huberta Jerzego Wagnera, który odbył się 16-18 sierpnia na niedawno wybudowanej, robiącej ogromne wrażenie hali widowiskowej w Krakowie. Dlatego też, w dzisiejszym poście znajduje się swoista mieszanka w postaci krótkiej relacji z turnieju, połączona z moimi subiektywnymi wnioskami i prognozami przed Mistrzostwami Świata; a to wszystko przyprawione ogólnym zachwytem nad halą, w której impreza się odbyła. Read and enjoy :)

"To ku pamięci i w szacunku geście, dla człowieka, który miał wielkie serce"



fot. Kasia Kowol
Na początek kilka słów o Memoriale. Turniej powstał z inicjatywy Jerzego Mroza, przyjaciela słynnego trenera Huberta Jerzego Wagnera, "Kata", który przywiózł z reprezentacją złote medale z Mistrzostw Świata oraz Igrzysk Olimpijskich. Pomysł został wcielony w życie już 1,5 roku po tragicznej śmierci Wagnera, a jego głównym założeniem jest upamiętnienie sukcesów i wybitnej postaci znakomitego trenera. Termin imprezy jest "ruchomy" i organizatorzy zawsze decydują się na jego rozegranie tuż przed jakąś inną ważną imprezą, a wszystko po to, żeby sprawdzić formę siatkarzy oraz umożliwić im dogranie pewnych elementów jeszcze przed rozpoczęciem imprezy docelowej danego sezonu. 

Początkowo turniej rozgrywany był w Olsztynie, rodzinnym mieście Jerzego Mroza. Później zaczęto ją organizować w innych miastach, często tych, w których siatkówka nie jest tak popularna. Turniej ten służy właśnie popularyzacji tej dyscypliny w takich miejscach. Już od kilku lat, razem z przyjaciółmi jeździmy za siatkarzami po różnych miastach Polski i dzięki temu mamy też okazję poznać miejscowości, w których nigdy wcześniej nie byliśmy. Bardzo dobrze wspominam wyjazdy do Gdańska, Zielonej Góry czy Płocka. Każdy z nich miał swój urok i swoiste przygody (łącznie z szukaniem morza nad morzem, czy spuchniętymi kolanami bo bliskim zetknięciu z twardym podłożem, ale o tym może innym razem ;).


Tym razem turniej odbył się w Krakowie, w nowo-wybudowanej Kraków Arenie, w której mieści się rekordowa (jak na hale siatkarskie) ilość kibiców, to jest prawie 16 000. Dla porównania katowicki Spodek może jednorazowo odwiedzić ok. 11 tys. kibiców, a Ergo Arenę, znajdującą się na granicy Gdańska i Sopotu - do 15 000 fanów naszej reprezentacji. Hala w Krakowie jest imponująca nie tylko pod względem wielkości i pojemności, ale również pod względem wizualnym. Jest po prostu piękna. Niesamowite wrażenie robi przede wszystkim zewnętrzny telebim umieszczony na całej długości bryły budynku, na którym wyświetlane są efekty specjalnie dopasowane do danej sytuacji. Z resztą, najlepiej spójrzcie sami.



fot. Kasia Kowol (www.prozaiczny-zoom-optyczny.blogspot.com)


A w środku...


"Oni są tu, oni są tu, ku pamięci robią to i dla sportu"



fot. Katarzyna Kwiecień (www.babeczkinawybiegu.pl)
... w środku też jest fantastycznie, szczególnie kiedy trybuny wypełnione są biało-czerwonymi barwami oraz śpiewem wydobywającym się gardeł najlepszych kibiców na świecie. I nie jest to przesadne stwierdzenie, z resztą, kto kiedykolwiek sam był na meczu siatkówki w Polsce, może to potwierdzić. W tym roku w Memoriale oprócz reprezentacji Polski, wzięły udział drużyny z Bułgarii, Chin i Rosji. Cały turniej wygrali ci ostatni, ale polscy kibice mogli być zadowoleni z postawy naszych zawodników, szczególnie w meczu z Rosjanami, gdzie po ciężkim boju udało nam się wygrać z Mistrzami Olimpijskimi 3:2. Atmosfera była niesamowita, szczególnie w drugim secie, kiedy polscy kibice dopingowali siatkarzy dosłownie na stojąco, śpiewając i klaszcząc rytmicznie bez przerwy przez pół seta. Na trybunach nikt nie odpuścił, jak i na boisku i w końcówce nasze chłopaki odrobiły stratę punktową dzieląca ich od przeciwników, żeby ostatecznie pokonać Rosjan w tym secie i - jak się później okazało - również i w całym meczu. I te słowa nie oddadzą tego co się tam działo, mówię serio. Jedyne podsumowanie, które przychodzi mi do głowy to: WOW. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłam :)

"Światowa klasa na parkiecie zawodników, doping jest kompletny niezależnie od wyniku"



fot. Katarzyna Kwiecień (www.babeczkinawybiegu.pl)
Na koniec, mimo iż żaden ze mnie ekspert, to pokuszę się o krótką ocenę formy naszych siatkarzy przed Mistrzostwami Świata i o ogólny komentarz do tego co się wokół naszej reprezentacji dzieje. Tak naprawdę, my jako kibice, nie mieliśmy pojęcia jak wyglądała forma naszych zawodników od czasu meczów Ligi Światowej, po której dostali oni urlop, a potem trenowali we Francji i w spalskim zaciszu, oraz rozegrali mecze sparingowe z Niemcami. Dopiero teraz, na Memoriale, mieliśmy okazję zobaczyć na własne oczy czy coś się zmieniło i czy jest to zmiana na lepsze. I tak: w meczu z Bułgarami widać było chęć do walki, chłopakom udało się doprowadzić do tie-breaka, ale momentami jakby brakowało zgrania i koncentracji - stąd też zapewne przegrana końcówka i wynik 2:3 w całym meczu. Z Chinami nasi zagrali koncertowo; mecz zakończył się wynikiem trzy-d0-zera, ale wiadomo jakie komentarze i myśli pojawiają się po takich meczach: "super fajnie, ale jednak to tylko Chiny". Za to ostatni mecz z Rosją dał wszystkim lekki powiew ulgi, nadziei i optymizmu, ponieważ: Polacy walczyli do końca - nawet w sytuacjach mogłoby się wydawać beznadziejnych; dali sobie radę bez kontuzjowanego Mariusza Wlazłego, który nie ukrywajmy jest jednym z naszych kluczowych zawodników; poprawili te elementy gry, które nie 'pykały' w meczu z Bułgarami takie jak np. zagrywka (Piotrek Nowakowski - mistrz); no i moi drodzy - pokonać Mistrzów Olimpijskich to nie jest jakaś tam błahostka :)

Wiadomo, że to jeszcze nie jest szczyt formy, ale nie chodzi o to, żeby grać idealnie na dwa tygodnie przed Mistrzostwami, tylko właśnie na Mistrzostwach, dlatego wszystko zdaje się iść we właściwym kierunku. Ufamy trenerowi, trzymamy kciuki i czekamy na świetną grę Naszych od 30 sierpnia :) A co do Bartosza Kurka - a raczej jego braku w kadrze i całego zamieszania z tym związanego, to wczoraj w studio Polska 2014 na Polsacie Sport News padły bardzo mądre słowa trenera Mariusza Sordyla. Chodziło w nich mniej więcej o to, żeby nie drążyć teraz tego tematu, nie zastanawiać się czy powodem niepowołania Bartka do reprezentacji przez trenera Antigę była tylko słabsza dyspozycja sportowa, czy coś więcej. Ponieważ ani Bartek ani sam trener nic więcej w tej sprawie nie powiedzieli, nie drążmy tematu. Przyjmijmy wyjaśnienie takie jakie jest i dajmy im spokojne trenować, a na ocenę przyjdzie czas po Mistrzostwach. I ja się pod tym całym swoim pierwszym, drugim i trzecim imieniem i nazwiskiem podpisuję. Tak chyba będzie najlepiej. Dajmy szanse ochłonąć wszystkim, a przede wszystkim samemu Bartkowi i niech potem chłopak do nas wraca i gra co najmniej tak dobrze jak na Mistrzostwach Europy w Izmirze, czy podczas zeszłorocznej Ligi Światowej :)



fot. Katarzyna Kwiecień (www.babeczkinawybiegu.pl)

Wow, poczułam się jakbym była gościem w studiu sportowym Polsatu, którego ktoś zapytał o zdanie <pisanieblogatakiefajne> ;P


A dla zainteresowanych: tekst znajdujący się w cudzysłowach pochodzi z oficjalnego hymnu Memoriały Huberta Jerzego Wagnera, który został napisany przez olsztyńskiego rapera Świdra, i którego możecie posłuchać tutaj :)    


Share:

wtorek, 12 sierpnia 2014

Oświęcim to fajne miasto!

I dla mnie i dla osób, które tam mieszkają, to rzecz oczywista. Niemniej jednak, będąc gdzieś poza domem, nieraz zdarzało się że, po poinformowaniu kogoś skąd jestem, widziałam na jego lub jej twarzy zdziwienie lub zmieszanie. Najczęściej zapadała też krótka cisza, a po niej moje wyjaśnienia, że w Oświęcimiu życie normalnie się toczy i jest to naprawdę fajne miasto. Wiadomo, że smutnej historii tego miasta zmienić nie można i bezwzględnie należy o niej pamiętać, ale dzisiejszy wpis (jako pierwszy w tej serii) ma za zadanie pokazać codzienną, słoneczną stronę mojego rodzinnego miasta - a konkretnie miejsca, w których można na różny sposób, ciekawie i miło spędzić czas :)

Miejska Biblioteka Publiczna - Galeria Książki

Została otwarta w lipcu 2011 roku, dzięki czemu zbiory książek ze wszystkich mniejszych i większych bibliotek oświęcimskich zostały zebrane w jednym miejscu, w centrum miasta, bez konieczności jeżdżenia od jego jednego końca do drugiego w celu wypożyczenia książki. Jest to jednak nie tylko zwykła biblioteka, ale przede wszystkim miejsce, gdzie spotykają się ludzie w różnym wieku i o różnych zainteresowaniach. Na parterze niemal w całości oszklonego wewnątrz budynku (który przypomina galerię sztuki), znajduje się kawiarnia, gdzie można usiąść, wypić kawę i jednocześnie poczytać gazetę, książkę (przy wejściu można znaleźć punkt bookcrossingu), czy też pograć w szachy. I to dopiero początek atrakcji jakie oferuje nam Galeria Książki. Oprócz zbiorów książkowych, biblioteka posiada w swojej kolekcji zbiory multimedialnych - filmy, e-booki, programy audiowizualne, muzykę - z których można korzystać na miejscu (zapraszamy grupę osób na 'pokaz filmowy' i wpadamy do biblioteki na swoiste kino, ot co!) Ponadto, można tu skorzystać z Internetu, odpalić sobie kurs angielskiego, albo wybrać się na spotkanie autorskie z jakimś pisarzem lub poetą. Najmłodsi również znajdą tutaj coś dla siebie. Po więcej odsyłam Was tutaj :) A jak będziecie kiedyś w Oświęcimiu to wpadnijcie tam koniecznie, choćby po to, żeby zobaczyć w środku ten piękny budynek!


Synagoga - Muzeum Żydowskie

Centrum Żydowskie działa prężnie od 2000 roku, i te działania mają na celu głównie pielęgnowanie pamięci o społeczności żydowskiej zamieszkującej niegdyś te ziemie, pokazanie jak wyglądało tutaj życie przed wojną oraz uświadamianie ludziom do czego może prowadzić nienawiść i nietolerancja. Więcej na ten temat, jak i informacje dotyczące całego miejsca znajdziecie tutaj. Ja natomiast z własnego doświadczenia wiem, że oprócz wzbogacenia wiedzy i świadomości historycznej, w Centrum Żydowskim można również wziąć udział w ciekawych warsztatach, koncertach czy spotkaniach. Oprócz tego odwiedzający mają możliwość obejrzenia wystaw bądź przyjrzeniu się dokładnie jak wyglądają obrzędy religijne, w których udział biorą Żydzi w synagogach. A już po wszystkim miło jest się wybrać do niedawno otwartej kawiarni Cafe Bergson, w której czekać będzie na Was domowe ciasto i pyszna kawa (sprawdzone empirycznie! :P). A rzeczową recenzję miejsca znajdziecie u Kasi).





Zamek

Tak, wiem, że niektórzy się dziwią jak o tym słyszą, ale prawda jest taka a nie inna - mamy w Oświęcimiu zamek! :D Prawdziwy, zabytkowy, z elementami gotyckimi i z wieżą - jak na każdy szanujący się zamek przystało. W środku natomiast, mieści się muzeum, w którym możemy poznać historię ziemi oświęcimskiej, sięgającą hen dużo dalej aniżeli tylko do czasów II wojny światowej. Ze swojej wizyty tam, pamiętam pomieszczenia wystylizowane i urządzone na wzór tych, które niegdyś zamieszkiwali oświęcimianie (mi osobiście najbardziej przypadł do gustu oldschoolowy rower B)). Poza tym, można obejrzeć tam archiwalne dokumenty i fotografie, oraz wspiąć się na wcześniej wspomnianą wieżę. I sami przyznajcie, że budowla znajdująca się na wzgórzu prezentuje się całkiem zacnie:) A po więcej wskakujcie tu. Po odbyciu takowej wycieczki, z zamku można przespacerować się na ...



Planty



czyli park położony nad brzegiem rzeki Soły, gdzie można śmiało wybrać się na spacer, rower albo nawet rolki, ponieważ ścieżki wyłożone są asfaltem. Jakby komuś było mało tych sportowych atrakcji, to może zatrzymać się, zejść z roweru i poćwiczyć na siłowni w plenerze, pośród szumu drzew i śpiewu ptaków ;) Miło patrzeć, jak z parku, gdzie kiedyś wieczorem strach było przejść ze względu na atmosferę i towarzystwo jakie się tam panoszyło, zrobiło się miejsce przeznaczone na odpoczynek i rekreację dla mieszkańców miasta i okolic :)

I na koniec ryneczek :) Po którym można się przespacerować, obejrzeć wystawę, wypić piwko, pójść do kawiarni albo posiedzieć przy fontannie.

Na podsumowanie jeszcze tylko dorzucę, że to nie ostatnia notka dotycząca tego miasteczka, więc szykujcie się na więcej informacji za jakiś czas :)



Share: