niedziela, 2 listopada 2014

9 brutalnych życiowych prawd

Dzisiaj na blogu nie będzie fachowo, ale za to szczerze i trochę przemądrzalsko. Po krótkiej refleksji nad życiem doszłam ostatnio do pewnych wniosków, zupełnie oczywistych i nieskomplikowanych. I mimo, że są one właśnie takie proste, to często nie zdajemy sobie z nich sprawy albo umiejętnie udaje nam się ich nie zauważać. Chociaż w sumie nie wiadomo dlaczego, bo wydaje mi się, że zaakceptowanie pewnych rzeczy znacznie ułatwiłoby i uprzyjemniłoby nam naszą egzystencję na tym "ludzkim łez padole". Od razu uprzedzam, nie szykujcie się na żadne rewolucje, tylko może na małe przypomnienie :) Oto kilka brutalnie prawdziwych życiowych prawd, jakie udało mi się odkryć przez te 24 i pół roku życia.


źródło: morguefile.com

Ludzie dookoła są dobrzy.
Naprawdę! To nie jest tak, że w momencie kiedy przekraczasz rano próg swojego mieszkania żeby po raz kolejny stawić czoła całemu światu, to w drodze do celu musisz mijać stado wygłodniałych wilków, które w chwili nieuwagi rzucą się na Ciebie i pożrą Cię w całości. Oczywiście nie brakuje i takich złośliwców i skurczybyków, ale większość osób, które napotykasz na swojej drodze ma dobre intencje i jest ku Tobie przychylnie nastawiona. Założę się, że jeśli wypadną Ci z teczki kartki na środku chodnika, to znajdzie się tam ktoś, kto pomoże Ci je pozbierać. Jeśli zapytasz o drogę, większość osób najchętniej by Cię tam osobiście zaprowadziło. Gdy zabraknie w tramwaju kilku groszy na bilet, pierwsza z brzegu osoba sypnie jakimś drobniakiem, nie bój nic. I nie biorę tych wywodów z malutkiej głowy Kasi, ale z codziennych doświadczeń i obserwacji. Nauczmy się dostrzegać w obcych ludziach więcej pozytywów, a wtedy oni staną się jakoś tak mniej obcy i zdecydowanie bardziej przyjaźni ;)

Otrzymasz pomoc, ale najpierw musisz o nią poprosić.
Bo czasem to tak jest, że wydaje nam się jacy to nie jesteśmy biedni, bezradni i wszyscy mają nas w nosie - nikt się nami nie interesuje i nikt nam nie chce pomóc. Często sama łapię się na tego typu myśleniu i biadoleniu. Po chwili zastanowienia przychodzi jednak refleksja pod tytułem: a czy ja w ogóle prosiłam kogoś o pomoc? No nie. Nie oczekujmy od ludzi, że będą nam czytać w myślach i jak już poczytają to pobiegną nam tłumnie z pomocą. Owijanie w bawełnę też nie ułatwia sprawy. Jeśli istnieje jakiś problem/zadanie, z którym nie potrafimy sobie sami poradzić, to zwróćmy się z tym do kogoś zaufanego. Taka osoba nawet jeśli nie znajdzie dla nas rozwiązania, to sprzeda jakieś wskazówki albo podeśle nam kogoś bardziej obeznanego w temacie. Mi niestety z trudem przychodzi proszenie kogoś o pomoc, ale jeśli już się na to zdobędę, to nie pamiętam sytuacji, w której ktoś by mnie zupełnie zignorował albo odesłał do stu diabłów. Co dwie głowy to nie jedna i o tym to już wszyscy dobrze wiedzą :)

źródło: morguefile.com

Będziesz sprawny i wysportowany, jeśli wstaniesz z kanapy i poćwiczysz.
Sprawdzone na sobie wielokrotnie - za każdym razem działało. Lajkowanie miliona stron o fitnessie i zdrowym odżywianiu na Facebooku oraz czytanie długaśnych artykułów na specjalistycznych portalach nie sprawiły, że zadyszka po wejściu na drugie piętro bloku obróciła się w nicość. Tylko wiedza połączona z intensywną praktyką działa. Stosuję ponownie od dwóch tygodni, kiedy to udało mi się podnieść tyłek z kanapy i jak na razie działa. Ale jakby się coś zmieniło i samo czytanie zaczęło wystarczać, to natychmiast dam Wam znać, żebyście nie tracili niepotrzebnie energii na skomplikowane ćwiczenia ;)

Nauczysz się czegoś, jeśli otworzysz książkę.
Podczas studiów często wydawało mi się, że niektóre przedmioty są zupełnie nie do nauczenia, a jak już uda się jakoś zdać egzamin, to to będzie łut szczęścia albo cud. Hm. No i faktycznie, trudno nie zgodzić się z twierdzeniem, że "nie da się czegoś nauczyć", jeśli człowiek zabiera się za to na dwa dni przed egzaminem. Także ten, wszystko jest do zrobienia, wystarczy tylko odpowiednio wcześnie otworzyć książkę/notatki/cokolwiek i zacząć je czytać. Teraz bym tak robiła. Słowo daję ;)!

źródło: morguefile.com

Napiszesz pracę dyplomową, jeśli zaczniesz ją pisać.
No właśnie. W tym przypadku występuje podobna sytuacja do tej opisanej powyżej, z jedną różnicą: tutaj do przeczytania czegoś dochodzi jeszcze zebranie własnych myśli i przelanie ich na papier w taki sposób, żeby to wszystko miało sens i jakoś wyglądało. Niemniej jednak, jest to dosyć trudne. Ja osobiście miałam tak z pracą magisterską na jednych studiach, gdzie przez całe dwa lata wydawało mi się, że no nie da rady się za to zabrać i to jest w ogóle niemożliwe do napisania. Moje spojrzenie na wszystko uległo diametralnej zmianie na miesiąc przed oddaniem pracy, kiedy to zdałam sobie sprawę, że mój promotor wyjeżdża za miesiąc do USA już na zawsze. Wtedy okazało się, że się da! Naprawdę :) No, a teraz próbuję znów w to uwierzyć pisząc inną zaległą pracę dyplomową...

Kupisz sobie wymarzony rower/rzecz/cokolwiek, jeśli nie wydasz pieniędzy na kolejne piwo/fajki/kawę.
Każdy z nas ma w głowie jakąś rzecz, o której marzy, dzięki której mógłby rozwinąć nowe hobby albo jeszcze bardziej wkręcić się w stare; co zmieniłoby jego życie w mniejszym lub większym stopniu. Często niestety jest tak, że jest to rzecz kosztowna, na którą nas w obecnej chwili nie stać i nic nie wskazuje na to, że ta sytuacja w najbliższym czasie się zmieni. Nie jesteśmy jednak wobec tego całkiem bezradni. Ja nieraz się łapię na tym, że wydaje po kilka złotych na pierdoły, które tak naprawdę nie są mi do życia niezbędne, takie jak kolejna kawa na dworcu albo paczka czipsów. A jakby tak te drobniaki wrzucić do skarbonki zamiast bezmyślnie wyrzucać z portfela? Być może to zajmie trochę czasu, ale lepiej coś sobie kupić po dwóch latach oszczędzania aniżeli po dziesięciu lub wcale. Sprawdzone!

Udasz się w podróż, jeśli najpierw wyjdziesz z domu.
Dobra, powiem od razu, że żaden tam ze mnie wielki podróżnik. Znaczy się, mam w głowie wielkie plany i cele na przyszłość, ale jak na razie udawało mi się jeździć raczej po Polsce. A jeśli gdzieś dalej to albo dawno temu z rodzicami, albo były to wypady na chwilę (tak jak ten do Pragi opisany tutaj). Nie uważam też, żeby takie wyjazdy były jakieś gorsze i nie czuję się jak podróżnik drugiej kategorii. I jedno mogę powiedzieć na pewno: żaden wyjazd nie doszedł do skutku tylko dzięki wielkiemu planowaniu i samemu gadaniu. Za każdym razem trzeba było postawić jakiś krok za próg domu albo mieszkania. Nieraz wystarczyło po prostu pójść sprawdzić rozkład jazdy autobusów i wtedy bilet jakoś mimowolnie pchał się do kieszeni. Innym razem, trzeba było kliknąć kilka razy w różne przyciski w Internecie i mając bilet wysłany na maila, nogi już same pchały się do wyjścia i ruszenia w podróż. Tylko trzeba coś zrobić, a nie tylko gadać. No także ten, Kasia Kowol do dzieła, świat czeka ;)!


źródło: morguefile.com
Otrzymasz uśmiech, jeśli sam nim kogoś obdarujesz.
Pewnie nieraz zdarzyło się Wam obserwować ludzi na ulicach, i mieliście wrażenie, że wszyscy są jacyś smutni i naburmuszeni. I przez to jacyś tacy niesympatyczni. Ja też bardzo często obserwuję u siebie taką reakcję na skwaszone miny, które widzę rano w tramwaju, w południe w hipermarkecie i wieczorem jak wracają po całym dniu pracy do domów. Wtedy od razu przychodzi myśl, jacy ci wszyscy ludzie są smutni i niefajni. Ale nieraz też bywa tak, że trzeba się do tego człowieka w jakiejś sprawie zwrócić i wystarczy, że powie się to uprzejmie i z uśmiechem - wtedy zazwyczaj dostanie się w zamian to samo :) I wówczas okazuje się, że ci ludzie wcale nie tacy straszni jak ich malujemy i wystarczy odrobina życzliwości z naszej strony, żeby obudzić uśmiech i życzliwość w drugim człowieku.

Spełnisz marzenie, jeśli zaczniesz w jego kierunku dążyć.
Na koniec mojego mądrzenia będzie podniośle i patetycznie, niemniej jednak dość istotnie życiowo. Prawda jest taka, że każdy z nas ma jakieś marzenia większe lub mniejsze, które chce albo kiedyś w odległej przeszłości chciał wcielić w życie. Niektóre zdążyły zostać porzucone albo leżą gdzieś w kącie zakurzone. A czasem wcale nie trzeba wiele, żeby je nieco odkurzyć i być może zmienić coś w życiu na lepsze. Być może jedna strona zapisana w Wordzie przybliży kogoś do napisania własnej książki? A 10 minut przebieżki będzie początkiem wielkiego biegania i preludium do sukcesów w maratonach? Może warto o tym pomyśleć i coś zrobić, cokolwiek ;)

źródło: morguefile.com


Share:

6 komentarzy: