środa, 3 grudnia 2014

Telewizyjna nostalgia na zimowe dni

Ostatnio z przyjaciółką oglądałyśmy w Internecie fragmenty starych programów i teleturniejów. Po tym krótkim seansie, dopadła mnie mała nostalgia i tęsknota za latami, kiedy to w telewizji można było zobaczyć różnorakie smaczki, jakich dzisiaj już niestety nie uświadczymy :) Pamiętacie jeszcze czasy, kiedy w piątek wieczór siadało się razem z rodzicami przed telewizorem i czekało się na "Randkę w ciemno"? Też byliście ciekawi, co kryło się w maskotce o wdzięcznym imieniu Zonk, którą jako nagrodę pocieszenia wręczał Zygmunt Chajzer w programie "Idź na całość"? Jeśli tak, to zapraszam Was na sentymentalną podróż w przeszłość telewizji, z Jackiem Kawalcem w roli głównej :) Miłe wspomnienia i spora dawka uśmiechu gwarantowane! 

"Randka w ciemno"
morguefile.com
Cały tydzień czekania, a potem 50 minut emocji i śledzenia wydarzeń na ekranie z wypiekami na twarzy! I w końcu w studiu pojawiał się niezawodny prowadzący, Jacek Kawalec (w późniejszej wersji zastąpiony przez Tomasza Kammela), a w tle co jakiś czas pobrzmiewał tajemniczy głos najpierw Doroty, a później Edyty (to trochę takie prekursorki Wielkiego Brata, nie sądzicie?:P). Cała zabawa polegała na tym, że kobieta lub mężczyzna mieli wybrać swoją "randkę" - czyli partnera lub partnerkę - na romantyczny wyjazd i przy odrobinie szczęścia na resztę życia, co podobno też się zdarzało. Pytania były zabójcze, tak samo jak stylówka i ufryzurowanie uczestników. I chociaż cały spektakl wyglądał nieco sztucznie, to według samego pana Jacka i pani Doroty, twórcy programu bardzo pilnowali żeby wybierający nie widział wcześniej kandydatek, a wybierająca kandydatów i na odwrót. Natomiast cała sztuczność miała wynikać z upodobania producentów do poprawnej polszczyzny, którą mieli posługiwać się uczestnicy. Więcej wspominków dotyczących programu wraz z jego fragmentami możecie obejrzeć pod tym linkiem. Reżyserowana czy też nie, "Randka w ciemno" miała swój niewątpliwy urok, i każdy kto ją oglądał, może tę tezę potwierdzić. Ja osobiście pamiętam, że oprócz odsłonięcia kotary i reakcji uczestników na swój widok, najbardziej lubiłam moment losowania kopert (zawsze kibicowałam żeby wylosowali wyjazd za granicę, bo co to za przygoda jechać na randkę na Mazury albo do Lądka Zdrój?;)). Poza tym, zawsze byłam ciekawa relacji z podróży i tego, jak historia danej pary potoczy się dalej. Podsumowując krótko, był to wspaniały program, który zawsze będzie kojarzył mi się z beztroskim dzieciństwem i warto na chwilę wrócić do tych chwil. Dlatego też polecam obejrzeć poniższe nagranie :) (który pojawił się wcześniej na facebookowym fanpage'u bloga, na który zapraszam, o właśnie tu:)



"Tata, a Marcin powiedział...
... że jego tata powiedział..." Kto nie pamięta tej charakterystycznej frazy z serialu z Piotrem Fronczewskim w roli taty i Mikołajem Radwanem w roli syna, któremu nigdy nie brakowało pytań do zadania? Trzeba przyznać, że pan Piotr był wyjątkowo cierpliwym ojcem i dzielnie i wytrwale wyjaśniał swojemu synowi prawidła funkcjonujące w świecie. Cała fabuła kręciła się wokół potwierdzania, prostowania oraz obalania tez wygłoszonych przez tajemniczego tatę równie tajemniczego kolegi chłopca, Marcina (widzieliście kiedyś gościa? Bo ja nie pamiętam żeby się pojawił kiedykolwiek w tym serialu). Chociaż w normalnym życiu, takie pytania byłyby dla nas wyjątkowo denerwujące i nie do wytrzymania na dłuższą metę, to w serialu ten motyw świetnie się sprawdzał. Ja muszę przyznać, że bawiłam się przednio :). Poniżej krótkie wideo przedstawiające dobrze znaną czołówkę serialu. 



"- Kulfon, Kulfon co z ciebie wyrośnie? 
Martwię się już od tygodnia! - To się nie martw!" Przygody Kulfona i Moniki pokazywane był w ramach programu "Ciuchcia" na TVP1, gdzie mogliśmy je śledzić przez całe 10 lat. Jeśli dobrze pamiętam program nadawany był w weekendy i oprócz Kulfona, który miał wybitnie luzackie podejście do życia, zdecydowanie bardziej odpowiedzialnej i poukładanej Moniki, był tam też profesor Ciekawski, któremu Monika asystowała przy różnego rodzaju eksperymentach, bardziej lub mniej naukowych. Nie wiem czy jednak wiecie, że legenda głosi iż zadaniem Kulfona wysłanego na Ziemię z planety Kulfocentauris, było porwać Monikę? Jak wiadomo, ostatecznie tego nie zrobił, a to dlatego, że się w niej zakochał - i bardzo dobrze, bo inaczej nie byłoby tego programu w telewizji, tylko wielka afera i poszukiwanie zaginionej żaby ;). Chodzi Wam po głowie piosenka z czołówki programu? No to łapcie ją w wykonaniu głównych bohaterów :) 



4. "Idź na całość!"
Teraz przeskakujemy z telewizji publicznej do Polsatu, a tam czeka już na nas Zygmunt Chajzer we własnej osobie! Zapytacie dlaczego właśnie pan Zygmunt (znany również z resztą z obecności na meczach siatkarskich)? A ja wam odpowiem: dlatego, że to właśnie on zachęcał uczestników programu, którego był prowadzącym, żeby szli na całość! A dokładnie chodziło o to, żeby wybrać dla siebie jakąś nagrodę-niespodziankę, ukrytą za kotarą bramki numer 1, bramki numer 2 lub bramki numer 3; a na dokładkę, jeszcze później mieć odwagę ją zamienić na jakąś inną, licząc się ze wszelkimi konsekwencjami tej zamiany. W przypadku jeśli ktoś podjął złą decyzję, to jako nagroda pocieszenia zawsze czekał na niego poczciwy Zonk, czyli maskotka z głową kota i workiem z upominkiem-niespodzianką, który pełnił rolę tułowia. Ja zawsze byłam ciekawa co się kryje wewnątrz tego kota, ale niestety do dziś nie udało mi się rozwikłać tej zagadki... A może ktoś z Was wie? No i oczywiście, przeżyjmy to jeszcze raz... ;) 



"Śmiechu warte!"
Szukaliście kiedyś odpowiedzi na pytanie czym tak naprawdę jest życie? Jeśli tak, to ten program zawsze potrafił dać na nie prostą i wesołą odpowiedź: "życie sumą jest przypadków, ze skłonnością do upadków i szukania swego szczęścia w pechu!" Tak właśnie zaczynała się piosenka z czołówki "Śmiechu warte", którą zapewne wszyscy dobrze znają. Cała zabawa polegała na tym, że widzowie podsyłali twórcom programu zabawne filmiki ukazujące sytuacje z życia wzięte, a potem do widzów należała decyzja, który z nich najbardziej ich rozbawił i komu należy się nagroda za najlepsze nagranie w danym odcinku. Jak się nad tym troszkę dłużej zastanowiłam, to doszłam do wniosku, że tak naprawdę "Śmiechu warte" było takim swoistym telewizyjnym Youtubem przeszłości, który widzowie oglądali nie z mniejszą radością i śmiechem niż my obecnie różne zabawne filmiki w przeglądarkach internetowych. Jedyne, czego współczesna wersja nie jest w stanie nam zaoferować, to wdzięk i żarty prowadzącego - legendarnego Tadeusza Drozdy. Specjalnie dla Was pan Tadeusz zrobił jednak wyjątek i wskoczył na chwilę również na Youtube'a :) 




Ale to już było...

i pewnie już więcej nie wróci... W tej sytuacji nie pozostaje nam nic innego, jak przyglądać się temu, co obecnie dzieje się w telewizji i od czasu do czasu odgrzebać jakieś starocie w Internecie i wrócić na chwilę do tamtych chwil. Poza tym, kto wie, może za dziesiątki lat przyszłe pokolenia będą się dziwić i zaśmiewać w głos z obecnych programów, które my dzisiaj uważamy za całkiem zwyczajne? :)


imagebase.net


Share:

4 komentarze: