środa, 3 września 2014

Trzy do zera na Stadionie Narodowym, czyli otwarcie siatkarskich Mistrzostw Świata 2014

Już na końcu poprzedniego wpisu zdradziłam Wam, że wybieramy się z przyjaciółkami na mecz otwarcia Mistrzostw Świata 2014 w piłce siatkowej, który miał odbyć się w Warszawie na Stadionie Narodowym. Tak zaiste się stało. W dużym skrócie "veni, vidi, vici", i wrażenia tak niesamowite, a wspomnienia tak wspaniałe, że potrzebowałam kilku dni żeby nieco ochłonąć i zdać tutaj możliwie jak najbardziej rzeczową relację z tego, co się tam działo. Jeśli natomiast chcecie się dowiedzieć jak to było dokładnie, zapraszam do lektury :)  


Oszołomienie i zagubienie


fot. Kasia Kwiecień 
Te uczucia towarzyszyły mi na samym początku, zaraz po wejściu na stadion. Stanęłam w wejściu, rozejrzałam się dookoła, rozdziawiłam buzię i zaczęłam się zastanawiać co ja tu robię i skąd wzięli się ci wszyscy ludzie. Wydawało mi się, że jestem wewnętrznie przygotowana na to, co zastanę na miejscu, ale szybko przestało mi się wydawać. Prawda jest taka, że czułam się kompletnie zagubiona w tym tłumie i zdaje się nie tylko ja, bo dziewczyny podzielały moje zdanie. Tak to jest, że chociaż człowiek już był na wielu meczach siatkarskich, podczas których hala była zapełniona do ostatniego miejsca, to jednak 11-16 tys. osób a ponad 62 tys. kibiców, to jednak jest różnica i to niemała. Muszę jednak przyznać, że powyżej opisanym pierwszym odczuciom towarzyszył i szybko zaczął przeważać, rodzaj takiego swoistego wzruszenia, związanego ze świadomością, że właśnie jest się częścią historycznego wydarzenia, na które czekało się całe życie i które może się już nigdy nie powtórzyć. I to uczucie zostało już ze mną do końca i z każdą chwilą stawało się coraz większe :) Niedługo później udało mi się już zupełnie przyzwyczaić do wszystkiego co działo się wokół i wówczas można już było wczuć się i chłonąć atmosferę całego wydarzenia. A poza samym meczem działo się całkiem sporo!

Śpiewy, tańce i swawole!

Jak to podczas każdego wielkiego otwarcia bywa, zanim przejdzie się do sedna sprawy, konieczne jest wplecenie jakiegoś wątku rozrywkowo-artystycznego. Nie inaczej było również i tym razem, i na scenie obok boiska pojawili się tacy wykonawcy jak Donatan i Cleo oraz Margaret, która wykonała oficjalny hymn Mistrzostw Świata. Ponieważ o gustach dyskutować nie wypada, więc nie będę tutaj wyrażać swojej opinii na temat wyboru artystów; powiem jedynie tak: w tych okolicznościach zupełnie mi to nie przeszkadzało. Miało być rozrywkowo i tanecznie i tak właśnie było. Do tego doszedł całkiem ciekawy występ taneczny, do którego choreografię układał dobrze wszystkim znany Agustin Egurrola, a to wszystko w akompaniamencie skreczów dj'a Adamusa ;) dali radę. Nie obyło się również bez oficjalnych przemówień całkiem ważnych ludzi, w tym uroczyste otwarcie Mistrzostw przez prezydenta Bronisława Komorowskiego oraz krótkie przywitanie prezydenta FIVB Andy'ego Gracy, z którego ja usłyszałam jedynie mnóstwo "thank you, thank you", ale który jak się okazało powiedział wiele ciepłych słów na temat Polski i naszej organizacji imprezy :) Najfajniejszym i najbardziej wzruszającym niesportowym elementem otwarcia było oficjalne podziękowanie dla Piotrka Gruszki za całokształt kariery. Pomysł organizatorów spotkał się z ogromnym aplauzem widowni, a sam zawodnik był tak zaskoczony i poruszony, że trudno mu było cokolwiek powiedzieć.


fot. Kasia Kwiecień (www.babeczkinawybiegu.pl)

Główne Gwiazdy na czerwonym dywanie

W końcu przyszedł właściwy moment na pojawienie się na środeczku stadionu najważniejszych postaci mającego miejsce wydarzenia! Siatkarze wbiegali na boisko po długim czerwonym dywanie, i z tego co sami przyznali, sprawiło im to mnóstwo frajdy i było czymś niesamowitym - nawet dla tych, którzy mają za sobą już kilkaset meczów z orzełkiem na piersi. Ku mojej osobistej radości, najwięcej oklasków zebrał Krzysiek Ignaczak, w co miałam swój niewielki wkład (gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, to jest moja ulubiona postać polskiej siatkówki ;) Zawodnicy ogólnie byli pod dużym wrażeniem tego co zobaczyli i przeżyli w Warszawie, o czym świadczą ich późniejsze wypowiedzi. Michał Winiarski na konferencji pomeczowej przyznał, że nigdy nie słyszał tak pięknie wykonanego hymnu Polski; Andrzej Wrona na swoim fan page'u napisał, że dla takiej chwili warto było trenować przez 15 lat; a sam Igła dodał na blogu, że miał ogromną ochotę wbiegać po czerwonym dywanie kilka kroków w przód i jeden w tył, żeby ta chwila dłużej trwała :) Z resztą przeciwnicy również nie kryli swojego zachwytu nad tym wszystkim i oświadczyli, że Polska to jedyne miejsce, gdzie oni jako siatkarze mogą się poczuć jak prawdziwe gwiazdy. 


Mecz i poziom sportowy wydarzenia


fot. Kasia Kowol
Poza całą otoczką towarzyszącą otwarciu Mistrzostw, nie ukrywajmy, że w tym pierwszym meczu chodzi przede wszystkim o to żeby go wygrać, bo inaczej wszystkie barwy stadionu mogłyby nieco zblednąć. Tutaj zadanie należało już do naszej reprezentacji z trenerem i całym sztabem szkoleniowym na czele, chociaż oczywiście kibice na trybunach pomagali jak mogli. Nasi zawodnicy wywiązali się z zadania wzorowo, pokonując Serbię 3:0 i to w świetnym stylu! Z resztą fakt, że przeciwnikom nie udało się przekroczyć bariery 20 punktów w żadnym z setów, jest najlepszym podsumowaniem gry Polaków. Jasne, że Serbowie mogli czuć się rozkojarzeni i przytłoczeni tym co działo się wokół, ale po Naszych z pewnością to też nie spłynęło jak po kaczce i jakoś musieli poradzić sobie z presją, która na nich ciążyła. Poza tym trzeba zaznaczyć, że gołym okiem widać, ią forma naszych chłopaków poszła w górę od czasu Memoriału Wagnera w Krakowie. Szczególnie oko cieszy gra środkowych, sterowana przez wirtuoza i dyrygenta Zagumnego; zagrywki Piotrka Nowakowskiego, który w ogóle jest w świetnej formie; oraz to, że Michał Winiarski rozwinął skrzydła w ataku,a do tego nie można mieć zastrzeżeń do jego przyjęcia. I jeszcze Mariusz Wlazły, który rozkręca się po kontuzji, oraz odkrycie sezonu, Mateusz Mika. Pozostaje tylko życzyć chłopakom, żeby z meczu na mecz coraz bardziej poprawiali swoją grę i poprzez zwycięstwa dopisywali kolejne punkty do tabeli rozgrywek. 

Ale żeby nie było zbyt kolorowo...

Powiem tak: mi, dziewczynom i pewnie znakomitej większości kibiców cała impreza bardzo się podobała i głęboko zapadła w pamięć. Wiadomo, że każdy znajdzie kilka rzeczy, które by zmienił albo które nieszczególnie przypadły mu do gustu, ale takie jest życie - nie zawsze da się każdemu dogodzić, szczególnie wtedy kiedy w grę wchodzi po nad 62 tysiące różnych gustów i guścików. Ogólnie jednak, moim zdaniem, organizatorzy nie zawiedli i zrobili co mogli, żeby świat zobaczył piękno siatkówki w Polsce. Jednakowoż zawsze jak dzieje się u nas coś fajnego, z czego możemy być dumni jako naród, to do głosu dochodzą malkontenci, którzy najchętniej by ten stadion zamknęli na cztery spusty i całe towarzystwo przepędzili do domu, a ich osobisty wkład w kreowaniu pozytywnej atmosfery i całego wydarzenia wynosi zero. Ja na ten temat więcej nie będę pisać, jedynie dodam, że znakomita odpowiedź na tego typu bezpodstawne nieraz narzekania znajduje się w felietonie Marka Magiery, który możecie przeczytać tutaj ;) I tyle w tym temacie.

fot. Kasia Kwiecień

I na koniec...!

Podsumowując, dla mnie to była bomba i petarda, albo petarda z bombą - jak kto woli ;) Na MŚ czekałam od dobrych kilku lat, na mecz otwarcia od momentu kiedy dowiedziałam się, że Nasi zagrają na Stadionie Narodowym, i wszystkie moje oczekiwania zostały spełnione. Na pewno te chwile, łącznie z odśpiewaniem Mazurka Dąbrowskiego czy Pieśni o Małym Rycerzu przez taką dużą ilość gardeł zapamiętam do końca życia i będę opowiadać o tym przyszłym pokoleniom. Aczkolwiek, mam taką małą nadzieję, że było to pierwsze, ale nie ostatnie tak duże wydarzenie dotyczące polskiej siatkówki... ;)

fot. Kasia Kowol

Share:

2 komentarze:

  1. Zazdroszczę, zazdroszczę, zazdroszczę!!
    -A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zazdrość, tylko następnym razem jedź z Nami, panno A ;)

      Usuń