niedziela, 5 października 2014

Małe stateczki ze szczęściem

Dzisiaj, jak co weekend, na blogu będzie nie sportowo, a lekko-luźno-tematycznie. Już w ostatnim tego typu wpisie dotyczącym książek, pokazałam Wam skrawek swojej duszy, a teraz zdecydowałam się pokazać go nawet trochę więcej. Nie wiem czy to dobrze, ale jakoś tak się zadomowiłam na blogu, że mam ochotę nieraz pisać w taki sposób, jakbym rozmawiała z dobrym przyjacielem. Tak też będzie dzisiaj. O małych i nieco większych szczęściach, bo to one tak naprawdę nadają smak życiu (tak wiem, patetycznie, ale ja rzeczywiście tak uważam;). Poandto, będzie o miejscach, które przypadkowo stały się takimi przystaniami radości, gdzie te stateczki z tytułu przypływają, czyli po prostu takie, w których człowiek czuje się dobrze i do których zawsze chętnie wraca, nie tylko we wspomnieniach :)


źródło: morguefile.com

Niedzielna poranna kawa
Taka pachnąca świeżo mielonymi ziarnami, z dodatkiem mleka i co najważniejsze - wypijana w towarzystwie ukochanej dla mnie osoby, którą jest moja mama :) Do tego kawałek ciasta na talerzu obok; słońce wpadające przez okno i grzejące kark, i to jest właśnie przepis na idealny początek niedzieli. U nas w domu to tak naprawdę jedyny taki dzień, kiedy można nieco zwolnić, wyciszyć się i zebrać siły na kolejny zwichrowany tydzień. W takiej scenerii najlepiej snuje się plany na przyszłość, wspomina to co było dobre i gada masę głupot, przy których człowiek się nieraz uśmieje, że hoho B-) 

Lody!
Zawsze i wszędzie! Ale najlepiej smakują w ciepłe letnie popołudnie i w doborowym towarzystwie :) Takie właśnie jadłam w ten słoneczny weekend z babeczkową Kasią w Lodziarni Roma we Wrocławiu, i przyznam szczerze, że dawno na takie dobroci nie trafiłam (a przynajmniej od czasu odkrycia jakoś w czerwcu lodów z Amorinio ;P). Nie wiem czy też tak macie, ale ja jak jem lody, które mi okrutnie smakują, to wtedy przechodzę do jakiegoś innego świata... Takiego świata gdzie jestem tylko ja i te lody, i jestem strasznie szczęśliwa z tego powodu, że je jem; gdzie liczy się tylko tu i teraz i gdzie nikt mi tego szczęścia nie może zabrać! Taka swoista lodowa nirvana :D A potem przez dwie godziny micha mi się cieszy i powoli, powolutku wracam do poprzedniego, normalnego stanu. No, wiece o co chodzi? ;P


źródło: morguefile.com
Przesiadywanie na ławce na rynku i gadanie głupot
Tak, to jest to co misie lubią najbardziej! :D Kiedy tylko robi się trochę cieplej, i tak się akurat składa, że ja i moja Karolina mamy obydwie ze dwa kilo wolnego czasu, wtedy siadamy sobie na ławce na rynku we Wrocławiu i przez bite dwie godziny potrafimy obserwować ludzi i coś ciekawego sobie dopowiadać o otaczającej nas rzeczywistości ;) Ile tam powstanie kreatywnych pomysłów, to wiemy tylko my i ewentualnie ludzie, którzy siadają za naszymi plecami (nie wiedzieć czemu zbyt długo tam nie wytrzymują...). Co najciekawsze, człowiek nigdy nie ma poczucia, że przez długi czas nie robił kompletnie nic, ale zawsze regeneruje siły przed innymi obowiązkami. Kto wie, może gdzieś tam pod ławkami są podłączone ładowarki do akumulatorów życiowych i tak to właśnie działa ;)?

Wycieczki rowerowe do Rajska i z powrotem
Kiedy nadchodzi wiosna i robi się już na tyle ciepło, że można śmiało wskoczyć na rower, bez obaw, że dłonie przymarzną do kierownicy i zostaną tam już na zawsze, wtedy razem z Madzią organizujemy inaugurację sezonu kolarskiego. Jest to nasza stała trasa prowadząca "ode wsi do de wsi" - z Babic, przez Brzezinkę, do Rajska i z powrotem; która zajmuje nam jakąś niecałą godzinę i jest zupełnie niewymagająca. Co więcej, mimo, że jedziemy tam zawsze jak nie mamy pomysłu na wycieczkę, to ta trasa nigdy nam się nie nudzi i zawsze wydaje się tak samo atrakcyjna jak poprzednim razem ;D Nie wiem jak to działa, ale chyba każdy ma takie swoje miejsca, wycieczki, które ciągle powtarza i nic a nic mu się to nie nuży. No cóż, niedługo trzeba będzie zamknąć ten rowerowy sezon, no i ciekawe, gdzie się wybierzemy? ;)


fot. ktoś obecny na Wigilijce, prawdopodobnie Maciej Kluba ;D
Coroczne Wigilijki w gronie przyjaciół
Nasza tradycyjka zrodziła się bodajże na pierwszym roku studiów (na pomysł wpadła niejaka Madzia Dzy ;P), i po pierwszym spotkaniu tak nam się spodobało, że tradycja jest kontynuowana po dziś dzień. I mimo, że pokończyliśmy studia i każdy ma tam jakieś swoje plany, to ja osobiście nie wyobrażam sobie, żebyśmy się przynajmniej raz w roku nie spotkali w tym naszym swojskim wesołym gronie, najedli się jak bąki i trochu poświętowali :) W tym roku nie może być inaczej, także no... szykujcie się Miśki ;) 

Coroczne wyjazdy na Memoriał Wagnera
To jest nieco inna coroczna tradycja, tym razem meczowa, jak łatwo się domyśleć. Pierwszy raz wybrałyśmy się z Agą na dalekie wody (nawet dosłownie, bo było to nad morzem), do Gdańska na mecze. A to był wówczas wyczyn, bo do tamtej pory nie ruszałyśmy sie w tym celu poza Katowice! Co prawda była to wówczas Liga Światowa, ale już każdego następnego roku jeździłyśmy po Polsce na Memoriały. Dzięki temu zwiedziłyśmy miasta, do których być może normalnie byśmy nie pojechały, takie jak Zielona Góra czy Płock, a za rok mamy w planie Toruń. Dodam też, że skład z roku nam rok nam się powiększa, więc mam nadzieję, że piernikowe miasto odwiedzimy już w całkiem sporym ekipie. I znowu będzie studiowanie mapy, szukanie centrum, gubienie okularów, szalony głos czytający przystanki w autobusach i potykanie się o kamienie ;) Ja już nie mogę się doczekać!


fot. Kasia Kowol (znaczy moje, ale robił jakiś Pan na meczu :D)

Niespodziewane spotkania w pociągu
To jest natomiast całkiem nowa tradycja, której dorobiłyśmy się z Manią zaledwie w tym roku ;) Tak się składa, że ja sobie dojeżdżam do domu z Wrocławia raz za czas, a Ewa jeszcze bardziej raz za czas z Lublina. Niestety też rzadko miewamy okazję, żeby się spotkać i zupełnie niespodziewanie udało nam się to w tym roku dwukrotnie w eksluzywnym lokalu zwanym PKP B-) Co najciekawsze, nie były to spotkania ustawiane ani w żaden sposób planowane - za każdym razem dowiadywałyśmy się o nich w ostatnim momencie! Więcej takich niespodziewajek poproszę! ;)

Jak najbardziej spodziewane spotkania przy kawce lub piwku

Nie tylko te nieplanowane spotkania przynoszą radość - te, które są umówione cieszą tak samo! :) Dlatego nie sposób zastąpić żadną rozmową na czacie na FB czy też wymianą smsów, wyjścia z przyjaciółmi lub znajomymi i pogawędki na żywo! Z serducha dziękuję za te wszystkie wieczorki w Vinylu, za mecze siatkówki w Stalbecie, za oblewanie wygranych finałów, szalone koncerty i za zbyt głośne rozmowy w większym gronie przy piwku i dobrym jadłu :) Bo w zasadzie, to miejsce nie ma znaczenia, ale liczą się ludzie, którzy w tych wszystkich wyżej opisanych wydarzeniach towarzyszą :)


fot. Kasia Kwiecień / www.babeczkinawybiegu.pl

I niech to będzie podsumowanie tej notki :) Miały się tutaj pojawić jeszcze moje ulubione zakątki na tym świecie, ale myślę, że to by było za dużo szczęścia na dziś i ten wątek pozostawię sobie już na inny wpis :) Podzielcie się jeśli macie taką ochotę swoimi małymi radościami, bo radość wspólnie przeżywana staje się jeszcze większa :) Ściskam i całuję!
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz