wtorek, 6 stycznia 2015

Przed Stochem i Małyszem było coś więcej niż chaos ;) cz. I

Skoki narciarskie są obecnie jedną z najbardziej lubianych i budzących emocje wśród kibiców na całym świecie zimową dyscypliną sportową. Wymyślona przez Norwegów - jak głosi legenda - gdzieś pomiędzy 1044 a 1066 rokiem, do Polski trafiła około roku 1910, kiedy to powstała pierwsza skocznia na Kalatówkach. I chociaż dzisiaj skoki narciarskie kojarzą się głównie z sukcesami Adama Małysza i Kamila Stocha, to warto pamiętać, że przed nimi także było kilka nazwisk, które zapisały się złotymi literami w historii polskiego sportu. W dzisiejszym wpisie, pierwszym z serii o skoczkach narciarskich, będzie kilka słów o tych, którzy skakali jeszcze przed naszymi współczesnymi wielkimi mistrzami, czyli o Stanisławie Marusarzu i Wojciechu Fortunie. 


morguefile.com


Na początek trochę historii
Żeby tak od początku wpisu nie rzucać Was na głęboką wodę - a może raczej na mamucią skocznię ;) - to kilka słów o historii i wspomnianej już wcześniej legendzie rzeknę. Otóż legenda ta głosi, że pierwszą osobą, która wykonała skok na nartach był narciarz co go zwano Heming, i zrobił to żeby uniknąć wypadku na stromym stoku w Bremengen. Później, na tego typu skoki odważyli się norwescy żołnierze, którzy w roku 1796 w ramach ćwiczeń wojskowych wykonywali skoki z dachu szałasu obsypanego śniegiem, gdzieś pod Trondheim. Natomiast pierwsza skocznia z "prawdziwego zdarzenia" została zbudowana również w norweskiej miejscowości, zwanej Telemarkiem w 1840 roku, a pierwszy rekord długości skoku należy do niejakiego Sondre Nordheima - wynosił on 30,5 metra i miał miejsce w 1860 roku. Wnioskując z powyższej opowieści, możemy śmiało rzec, że kolebką skoków narciarskich jest Norwegia, ale jak już dzisiaj wiadomo, inne kraje szybko podłapały pomysł ze skakaniem na nartach. Widzom spodobał się on na tyle, ze obecnie jest jednym z ulubionych i najpopularniejszych sportów zimowych na świecie.


pl.wikipedia.org


Nie zawsze było tak jak dziś
Wszyscy wiedzą jak skoki wyglądają obecnie: skoczek jest wyposażony w jak najlepszej jakości narty, kombinezon, kask i całą resztę sprzętu, które nie tylko zapewniają mu bezpieczeństwo, ale również umożliwiają oddawanie naprawdę długich skoków. Domyślam się, że bohaterzy z poprzedniego akapitu mocno by się zdziwili, gdyby zobaczyli co to się dzisiaj w tych skokach wyrabia ;). Zmieniły się nie tylko sprzęt i skocznie, ale zmieniła się przede wszystkim technika skoków. Nie wiem, czy potraficie sobie to wyobrazić, ale dawniej:

  • skoczkowie skakali stylem klucznym, który polegał na tym, że po wyjściu z progu, zawodnik podkurczał nogi dwa lub trzy razy i wymachiwał rękoma (!),
  • skakano z kijkami,
  • na głowie skoczkowie mieli czapeczki,
  • później styl skakania został nieco zmieniony i skoczkowie przyjmowali postawę wyprostowaną, a rękami mogli korygować swoje loty.

Styl V, czyli taki jaki znamy dzisiaj, zapoczątkował w latach 90-tych pewien Szwed, Jan Boklov (choć legendy głoszą, że podobno pierwszy raz w ten sposób odważył się skoczyć Polak, Mirosław Graf). Mimo, że najpierw nie wszyscy chcieli zaakceptować ten styl, szybko okazało się, że jest on znacznie bezpieczniejszy dla skoczków oraz umożliwia im oddawanie dużo dłuższych skoków. Styl V ostatecznie tak się przyjął, że obecnie nikt nie wyobraża sobie powrotu do poprzedniej tradycji. A jeśli chodzi natomiast o tradycje, to polskie skoki mogą poszczycić się sukcesami jeszcze sprzed fenomenu Adama Małysza i Kamila Stocha. Warto poświęcić chociaż krótką chwilę na poznanie innych bohaterów tego sportu w naszym kraju, którzy osiągali sukcesy wiele lat wcześniej.

Stanisław Marusarz - Człowiek Orkiestra
commons.wikimedia.org
Tutaj zacznę od wyjaśnienia podtytułu: Stanisława Marusarza można śmiało określić mianem Człowieka Orkiestry, ponieważ oprócz tego, że był wszechstronnym i znakomitym sportowcem (nie tylko skoczkiem narciarskim, ale też dwuboistą i alpejczykiem), to zasłużył się również dla ojczyzny jako podporucznik AK. Natomiast jego przygoda z nartami zaczęła się już w wieku 10-ciu lat i tak mu się spodobało, że ze skokami nie mógł się rozstać przez najbliższe 30 lat. Przez ten czas aż 4 razy brał udział w Igrzyskach Olimpijskich, zdobył tytuł wicemistrza świata w skokach w 1938 roku w Lahti i 21 razy stawał na najwyższym podium Mistrzostw Polski. Łącznie oddał 10 tysięcy skoków i przebył 700 km drogą powietrzną. Miał szczególny sentyment do Wielkiej Krokwi - był jej wielokrotnym rekordzistą, a o rekord bardzo często bił się do upadłego (dosłownie i w przenośni). Teraz Wielka Krokiew w Zakopanem nosi właśnie jego imię. Karierę zakończył w 1957 roku, ale nie oznaczało to zupełnego pożegnania się z nartami i ze skocznią. Jeszcze w wieku 53 lat swoim skokiem (podobno w garniturze i pod krawatem!) otworzył Turniej Czterech Skoczni, a w 1981 w wieku 68-miu lat wykonał ostatni już skok na potrzeby filmu Janusza Zielonackiego "Dziadek", którego fragmenty możecie zobaczyć pod tym linkiem. Już poza karierą sportową, "Dziadek" - bo tak go nazywano i pseudonim ten wyrażał szacunek i uznanie, otrzymał wiele oznaczeń za zasługi dla Polski oraz stał się symbolem powrotu młodzieży w naszym kraju do sportu po wojnie. Stanisław Marusarz zmarł w 1993 roku, ale w pamięci wielu pozostał jako wzór sportowca, patrioty i po prostu porządnego człowieka. Jeśli macie ochotę dowiedzieć się o nim czegoś więcej, np. tego w jaki sposób naprawiał buta przed zawodami przy użyciu gwoździ z hotelowych obrazków, to odsyłam do tego tekstu, który również stanowił główne źrodło dla tej części mojego wpisu. 

Wojciech Fortuna
commons.wikimedia.org
Z kolei Wojciech Fortuna, swoje pierwsze skoki w sporcie stawiał na improwizowanej, usypywanej skoczni na Antałówce już jako kilkuletni dzieciak. Na belce na Wielkiej Krokwi usiadł po raz pierwszy gdy miał lat 13. Od tego momentu aż do chwili zakończenia kariery, trzykrotnie zdobywał medale podczas Mistrzostw Polski, ale to inne trofeum przyczyniło się do zyskania przez niego sławy nie tylko w Polsce, ale i na świecie. W 1972 roku w Sapporo, Fortuna oddał skok na 111 m - skok, który zapewnił mu pierwszy w historii złoty medal IO dla Polski w skokach narciarskich. Aż trudno uwierzyć, że początkowo Fortuna w ogóle na igrzyska miał nie jechać... O takich i innych historiach z życia Wojciecha Fortuny możecie poczytać w książce Leszka Błażyńskiego "Wojciech Fortuna. Skok do piekła". Jak wiadomo, czasem bywa tak, że scenariusz życia nieco się komplikuje i to wbrew naszym oczekiwaniom i wyobrażeniom. Ten należący do pana Wojciecha jest właśnie przykładem jednej z takich wyboistych historii, które na pewno warte są poznania. Najważniejsze, że ostatecznie udało mu się wyjść na prostą. A poniżej można zobaczyć historyczny skok naszego skoczna na igrzyskach w Sapporo :)




W tym miejscu...
... miał pojawić się Piotr Fijas, a potem jeszcze jeden i jeszcze jeden znany polski skoczek, ale.... spojrzałam w górę i pomyślałam, że byłoby to za dużo jak na jeden raz. Jeśli miałabym ryzykować, że nie dobrniecie do końca - ba! - może nawet do połowy dzisiejszej notki, to wolałam przystopować i zostawić materiał na kolejną. A tych, którym dzisiaj jednak mało czytania o skokach narciarskich na Prozaicznym, zostawiam w atmosferze niecierpliwego oczekiwania (mistrzyni suspensu się kłania :D). Jeśli chodzi o postacie Adama Małysza i Kamila Stocha, to mam zamiar poświęcić im znacznie dłuższy wątek albo... pojawią się w zupełnie innym projekcie, który ostatnio bardzo mocno chodzi mi po głowie ;). Ale na razie nic więcej nie zdradzę, zobaczymy jak to będzie ;).

Póki co zostańcie ze mną na Prozaicznym Zoomie Optycznym, bo już w kolejnej notce będzie kinowo-hobbitowo :) Serdecznie zapraszam!

Share:

2 komentarze: