sobota, 21 maja 2016

Mała rewolucja.!

Drodzy Kochani!

Jak dało się ostatnim czasem zauważyć, trochę ucichło tutaj na blogu. Nie znaczy to jednak wcale, że pracując nad Volley Travellerem zupełnie zapomniałam o Prozaicznym, o nie nie! 

Szczerze powiedziawszy, od jakiegoś czasu szukałam nowego pomysłu na tego bloga i dość długo nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy. Postanowiłam więc się nie spinać i nie zmieniać nic na siłę, tylko robić tutaj to, co do tej pory.

fot. Kasia Kwiecień www.babeczkinawybiegu.pl

I wtem! Niespodzianie otworzył się Wielki Worek Inspiracji i cała masa pomysłów w różnych sferach życia spadła mi na głowę - w tym te dotyczące Prozaicznego :).

W związku z tym teraz, tutaj, dzisiaj, w tej chwili, już nie zwlekam: zapowiadam małą - a może nawet Wielką - 

R E W O L U C J Ę!

Na razie nie zdradzę ani słowa więcej, jedynie ładnie i kulturalnie poproszę o cierpliwość. Poniżej i powyżej na zdjęciach ukryta jest niewielka wskazówka, w którą stronę to wszystko powędruje. Tymczasem macham łapką na chwilowe do widzenia i widzimy się za czas niedługi! :)




Share:

środa, 27 kwietnia 2016

Kolorowy Prozaiczny Poranek

Wiosna bywa kapryśna. Szczególnie w marcu i kwietniu, kiedy piękne, słoneczne i ciepłe dni, podczas których wyskakujemy z wszelkich kurtek i swetrów i biegamy po ulicach w krótkich podkoszulkach, przeplatają się z tymi zimnymi i deszczowymi. I wtedy znów musimy przeprosić się z ciepłym odzieniem. Tak samo zmienne jak pogoda, potrafią być nasze nastroje. Ze stanu euforii łatwo przechodzimy w smutek i odrętwienie. Dlatego dzisiejszy Prozaiczny Poranek będzie wyjątkowo kolorowy. W te szare dni, warto sięgnąć do poniższych propozycji.



1. Uszyj swój świat we wszystkich kolorach
Grace zawsze lubiła szydełkować i robić na drutach, więc gdy grupa Souter Stormers zaproponowała jej udział w projekcie artystycznym YES, kobieta bez zastanowienia przyjęła ofertę. Dzięki temu mieszkańcy Selkirk mogli podziwiać jej prace w przestrzeni miejskiej, a sama autorka była zachwycona możliwością upiększenia otaczającego ją świata. Sami zresztą zobaczcie jak za sprawą jej prac otoczenie nabrało kolorów i uroku. Zauważcie też, że Grace nie używa do tego okularów.
I ma 104 lata. Materiał znajdziecie pod tym linkiem <- :).

2.  Kolorowe hamaki
Druga propozycja jest nie tyko kolorowa, ale też mrożąca krew w żyłach, niemniej jakże kusząca! Pewna międzynarodowa grupa hamakowiczów, każdego roku udaje się do Włoch do miejscowości Monte Piana, żeby wziąć udział w akcji promującej pokój i przyjaźń. W tym celu rozwieszają linę z kolorowymi hamakami pomiędzy skałami, a następnie kładą się w nich i... relaksują! Miejsce na tego typu pokaz nie jest przypadkowe – właśnie w Monte Piana podczas pierwszej wojny światowej zginęło 18 000 młodych żołnierzy. Widok kolorowych hamaków między górami przyprawia o dreszcze, ale jest jednocześnie piękny i kolorowy – zobaczcie sami! <--



3.  Relaks w leśnym megafonie
Brzmi jak jakaś słowna zagadka, ale jest jak najbardziej możliwy! Ogromne, drewniane megafony znajdują się w Estonii w „Centrum Natury”. Zostały zaprojektowane przez studenta Birgita Õigusa, po to, żeby osoby przechadzające się po lesie, mogły w takim dyktafonie położyć się i odpoczywać, przy bardziej intensywnych niż zwykle, dźwiękach natury. Z resztą, spójrzcie sami (chociaż wolę powiedzieć posłuchajcie – bo myślę, że podróż do Estonii w tym celu jest naprawdę warta zachodu!). Tutaj link do artykułu!

4. Dom dla hobbita – tak poproszę!
Jeśli kiedyś będę chciała się przeprowadzić w miejsce pełne zieleni, otoczone przez naturę – a dobrze wiem, że będę chciała – to moim największym marzeniem jest zamieszkać w domku hobbita. Teraz pewnie niektórzy popukają się w czółko i pomyślą „tak, tak, no to bardzo fajnie”, ale na szczęście nie będą mieć racji! Taki scenariusz jest zupełnie realny dzięki pomysłowi firmy Green Magic Homes, która oferuje domki wyglądające jak te należące do hobbitów. Dodatkowo ich montaż zajmuje podobno kilka dni i trzy osoby powinny sobie spokojnie z tym zadaniem poradzić. Konstrukcję można umieścić nieco pod ziemią, a na górze posadzić trawę – materiał jest odporny na wilgoć i temu podobne czynniki atmosferyczne. A efekt końcowy – zobaczcie sami! Wyglądają pięknie i naprawdę zastanawiam się jak sprawdziłyby się w polskim klimacie. Kliknij tu, o tu!


To tyle w dzisiejszym Prozaicznym Poranku :). Mam nadzieję, że odetchnęliście głęboko chociaż na myśl o tych pięknych i kolorowych lub po prostu zielonych i naturalnych zjawiskach, które można spotkać na świecie. Dużo dobrej energii na tę wiosnę Wam życzę! :)



Share:

niedziela, 17 kwietnia 2016

Nowe wystartowało!!

Moi Drodzy! Po długim okresie planowania, myślenia, a następnie rozwiązywaniu różnych kwestii oraz problemów technicznych - w końcu mogę wszem i wobec ogłosić: 

zapraszam na swoją nową stronę - www.volleytraveller.pl :)!




Bardzo się cieszę, że ta chwila w końcu nadeszła, bo bardzo nie mogłam się jej doczekać - szczególnie w ostatnim czasie, kiedy wiedziałam, że zostało już naprawdę niewiele drobiazgów do dopięcia. Jak widać jednak udało się i mam nadzieję, że efekt początkowy jest zadowalający. W miarę upływy czasu i wody w rzece strona będzie się oczywiście rozwijać i zmieniać. Mam już nakreślony plan, w którą stronę pójdę, ale nie mam pojęcia gdzie ostatecznie dojdę - i to jest bardzo fajna wizja!

Po co to wszystko?
Kilkanaście lat temu, zupełnie przypadkowo dzięki znajomym znalazłam się na meczu siatkówki w katowickim Spodku. Od tej pory gdzieś tam w głowie zasiało się i wyrosło ziarnko zainteresowania tym sportem, a potem z biegiem lat, rozrosło się do sporych rozmiarów. Później doszłam w życiu do przekonania - wciąż aktualnego - że chcę zajmować się dziennikarstwem i tak zrodziło się marzenie o tym, żeby połączyć zainteresowanie siatkówką z planami zawodowymi. Ufam, że ta strona jest dobrym startem w tę drogę. A że cenię sobie wszelakie podróże, będę miała bardzo dobry pretekst aby robić to częściej!

A o czym to wszystko?
A po tę informację zapraszam już pod właściwy adres docelowy ;). Volley Traveller jest też na Facebooku i - uwaga - na Twitterze! Zachęcam do śledzenia któregoś lub nawet obu tych profili. Będziecie wtedy na czasie i otrzymacie jeszcze więcej materiałów niż znajdzie się na stronie.

Taki jest plan i mam nadzieję, że się powiedzie - trzymajcie kciuki! Od razu zapowiem też, że na Prozaicznym również będzie się działo. Mam kilka szałowych pomysłów i myślę, że już wkrótce się nimi z Wami podzielę :)

Tymczasem it's party time - ja idę świętować, a Wam życzę udanej niedzieli! I do zobaczenia już niedługo :)



Share:

niedziela, 7 lutego 2016

Panie, ale ja wcale nie lubię chodzić po górach!

Na co ja pojadę do tego Karpacza? Żeby się w niebo gapić? A no nie. Bo jeśli ktoś zdecyduje się na wyjazd do Karpacza nie będąc amatorem górskich wycieczek, to wcale nie musi biegać po górach z nieszczęśliwą miną i odciskami na stopach. Jak się okazuje, to miasto ma do zaoferowania dużo więcej niż by się mogło na pierwszy rzut oka wydawać :)


W poprzednim wpisie – dotyczącym gór – wspominałam, że Karpacz nie jest typowym górskim miasteczkiem z oscypkami na ulicach i góralską muzyką płynąca z każdego kąta. Jest dużo bardziej spokojne i … zwyczajne, ale ma swój nieodparty urok, tylko trzeba dać sobie trochę czasu, żeby go odkryć. Mnie na samym początku urzekła architektura – stare kamienice z charakterystycznymi drewnianymi werandami – i to był taki moment przełamania, kiedy zapomniałam na chwilę o ukochanym Zakopanem i zaczęłam wsiąkać w Karpacz. A jak już wsiąkłam, to oto co zobaczyłam!

Świątynia Wang
Po raz pierwszy zobaczyłam ją jak wracaliśmy z kolegami z zimowej eskapady dobre kilka lat temu. Już wtedy skojarzyła mi się dobrze, bo oznaczała to, że: po pierwsze przeżyliśmy :D; po drugie mamy na horyzoncie miasto; po trzecie, że zaraz mój epicki kaptur z lodu stopnieje i zamieni autobus w łódź podwodną – i tak prawie się stało ;). W zeszłe wakacje miałam okazję w końcu zwiedzić piękne wnętrze tej ewangelickiej świątyni, która została przeniesiona do Karpacza z norweskiej miejscowości Vang w 1842 roku. Niestety więcej ciekawostek Wam w tym miejscu nie powiem (co zostanie wyjaśnione na końcu wpisu)*. Tymczasem, spójrzcie nań ;)


Muzeum Karkonoskie Tajemnice
Mam słabość do muzeów. Nieważne, czy jest to super-hiper-interaktywne-nowoczesne muzeum, czy też stare, ze spróchniałym stropem i jedna wystawą przy oknie – wystarczy sam muzealny zapach, odrobina tego klimatu i ja już wiem, że muszę tam wejść. Muzeum Karkonoskie Tajemnice akurat należy do tych super-hiper-interaktywnych. Jego tematem przewodnim zdaje się być legenda o Duchu Gór, która jest również nieodłącznym elementem Karkonoszy. Jego bardziej przaśne imię to Liczyrzepa, a jego historia sięga jeszcze średniowiecza. Do czasów współczesnych przeszedł liczne metamorfozy i transformacje, ale historyjki z jego udziałem są niezmiennie i wciąż powtarzane. Wielu z nich możemy posłuchać podchodząc do aparatów telefonicznych w muzeum, przykładając wielką słuchawkę do ucha i obserwując poruszające się figurki. Możemy dużo więcej. Na przykład zagrać na laserowej harfie, poszukać skarbu czy narobić łomotu. Ja się bawiłam przednio! Jakby ktoś chciał dowiedzieć się więcej o tym miejscu, zaklikajcie na ich stronę internetową (klik).



Miejskie Muzeum Zabawek 
To muzeum urzekło mnie chyba najbardziej – nie tylko w Karpaczu, ale w ogóle. Kto nie lubi przecież zapomnieć na chwilę o Xboxach, iPhone'ach i innych "ajach" i cofnąć się na moment do czasu, kiedy bawiliśmy się pluszowymi misiami czy choćby lalkami Barbie? Swoją drogą wiecie skąd wzięła się taka, a nie inna jej nazwa? Podobno córka twórczyni lalki Barbie miała na imię Barbara - po prostu. Takie i całe mnóstwo innych ciekawostek oraz historii dotyczących również zabawek z dalekiej przeszłości, możemy usłyszeć w słuchawkach przechadzając się między szklanymi gablotami. Zbiory są bardzo liczne i piękne! To miejsce zdecydowanie skradło moje serce – bardzo bardzo polecam :) (tutaj można ich znaleźć w sieci -> klik).





Muzeum Sportu i Turystyki 
To jest właśnie takie muzeum, które z zewnątrz wygląda tak, że po prostu trzeba tam wejść! Po za tym, dajcie mi w nazwie słowo „sport”, to już na pewno takiego miejsca nie ominę. A co w środku? Między innymi narty słynnych skoczków, dawne bobsleje, trochę hokeja, ale … i trochę sztuki :) Brzmi intrygująco? W takim razie śmigajcie do Karpacza! (A wcześniej możecie po prostu zajrzeć tu -> klik).





Także panie, nie musisz pan wcale chodzić po górach ;)
Tak właśnie wygląda Karpacz niegórski, a raczej muzealny. Myślę, że ten wpis oprócz pokazania miasta z innej strony, ma też za zadanie przekonać wszystkich malkontentów spędzania wolnego czasu w miejscowościach górskich, że nie trzeba narzekać, jeśli ktoś nas na taki wyjazd namawia. Uwierzcie mi, że w takich miejscach zawsze znajdziecie coś dla siebie, a rezygnacja z wypadu, może pozbawić Was wielu atrakcji! Także Karpacz podziwiam, Karpacz polecam i obiecuję kolejne turystycznie i nieturystyczne wpisy w najbliższym czasie :).

* Dla tych co wytrwali do końca, anegdotka ze zwiedzania Świątyni Wang:
(dialog mój i Mojej Mamy:
K: Zwiedzanie z przewodnikiem po polsku dopiero za 20 minut, teraz wchodzi grupa niemiecka. Czekamy czy idziemy?
MM: No to może poczekajmy? Pamiętasz jeszcze coś z niemieckiego?
K: Tak, pewnie! Miałam na studiach, na pewno damy radę! Szkoda czasu, bo się pogoda zepsuje, a jeszcze chcemy iść w góry.
.... (5 minut później, siedząc na ławeczkach w środku)
MM: No i co, i co mówią?
K: Że kościół został tu przeniesiony z Norwegii, że bardzo dawno temu, że zacny zabytek..
MM: No i co jeszcze?
K: Yyyy... nic ważnego! Skup się na architekturze, nie wnikaj! 
Wniosek: Nie zwiedzaj Kościoła Wang z grupą niemiecką. WARTO POCZEKAĆ TE 20 MINUT. Naprawdę warto. :D


Share:

piątek, 22 stycznia 2016

2015...

... był rokiem dobrym. Intensywnym. Ze swoimi kryzysami i chwilami totalnej euforii. Z masą wzruszeń i teczką irytacji. Na pewno nie był nudny i jestem przekonana, że 2016 też taki nie będzie. Wiem, że mamy prawie koniec stycznia i czas na wszelakie podsumowania już minął, ale jakoś tak głupio jest mi zostawić ten temat „nieruszony”. Dlatego – jeśli kogoś to ciekawi - zapraszam na fotograficzne ujęcie minionego roku. Pod nim znajdziecie plany blogowe na nowy!






To tylko część wspaniałych ludzi, chwil i miejsc obecnych w moim życiu, bo po prostu nie zawsze był w zeszłym roku czas na to, żeby pstrykać zdjęcia ;) Niemniej jednak, jestem najszczęśliwsza na świecie za to, że jesteście w moim życiu (ci, których nie ma na zdjęciach, też wiedzą, że są tu  -> <3 :) Duszyczki z Rybackiej, Wigilijka Squad, Dziki Bez z Gromiecka, Mysz, ekipa ze studia na Nojego, I NIE TYLKO!) i za to wszystko, co mi się przytrafiło. Dziękuję też wszystkim, którzy tu zaglądają, czytają, czasem zostawia komentarz - bez Was Prozaiczny zupełnie nie miałby sensu! :) 

2016...
... też będzie dobry :). Na własne potrzeby zaplanowałam nazwać go Rokiem Odważnych Decyzji. I mam nadzieję, że taki właśnie będzie! Jeśli zaś chodzi o bloga – bo myślę, że właśnie tak kwestia jest najbardziej interesująca z punktu widzenia czytelników – Zmiany. Od jakiegoś czasu wspominam tutaj o nowym projekcie, ale do tej pory na wspominaniu się kończyło i najwyższy czas to zmienić. Idzie nowe i dlatego też istotna część treści sportowych i podróżniczych będzie pojawiać się teraz na innej stronie, która jest obecnie dopracowywana technicznie, ale mam nadzieje, że lada dzień zacznie wyglądać przyzwoicie i będę ją mogła śmiało pokazać światu. Obiecuję, że Wy będziecie pierwsi :)! Powiem jeszcze tylko, że całość powstaje dzięki ogromnej pomocy mojej przyjaciółki Kasi  (Oazy Spokoju i Studni Mądrości :D) i bardzo Ci za to DZIĘKUJĘ! :) 


Jeśli natomiast chodzi o Prozaicznego, to oczywiście nie zostanie porzucony i zapomniany! Co więcej, myślę, że otoczę go jeszcze większą troską i zaangażowaniem, bo jego charakter stanie się bardziej osobisty, taki bardziej mój :). Oczywiście zostanie pewna część sportu i podróży, ale będzie też więcej miejsca na muzykę, kulturę, książki i własne przemyślenia. Jeśli chcielibyście żebym urządziła tutaj jakiś nowy dział albo rozwinęła jej z już istniejących, to bardzo proszę o wiadomości z sugestiami! Na pewno będzie się dużo działo – to już teraz mogę obiecać :). 

Tymczasem zabieram się do pracy i życzę dobrego, odważnego 2016 roku! :)



Share: