Na co ja pojadę do tego Karpacza? Żeby się w niebo gapić? A no nie. Bo jeśli ktoś zdecyduje się na wyjazd do Karpacza nie będąc amatorem górskich wycieczek, to wcale nie musi biegać po górach z nieszczęśliwą miną i odciskami na stopach. Jak się okazuje, to miasto ma do zaoferowania dużo więcej niż by się mogło na pierwszy rzut oka wydawać :)
W poprzednim wpisie – dotyczącym gór – wspominałam, że Karpacz nie jest typowym górskim miasteczkiem z oscypkami na ulicach i góralską muzyką płynąca z każdego kąta. Jest dużo bardziej spokojne i … zwyczajne, ale ma swój nieodparty urok, tylko trzeba dać sobie trochę czasu, żeby go odkryć. Mnie na samym początku urzekła architektura – stare kamienice z charakterystycznymi drewnianymi werandami – i to był taki moment przełamania, kiedy zapomniałam na chwilę o ukochanym Zakopanem i zaczęłam wsiąkać w Karpacz. A jak już wsiąkłam, to oto co zobaczyłam!
Świątynia Wang
Po raz pierwszy zobaczyłam ją jak wracaliśmy z kolegami z zimowej eskapady dobre kilka lat temu. Już wtedy skojarzyła mi się dobrze, bo oznaczała to, że: po pierwsze przeżyliśmy :D; po drugie mamy na horyzoncie miasto; po trzecie, że zaraz mój epicki kaptur z lodu stopnieje i zamieni autobus w łódź podwodną – i tak prawie się stało ;). W zeszłe wakacje miałam okazję w końcu zwiedzić piękne wnętrze tej ewangelickiej świątyni, która została przeniesiona do Karpacza z norweskiej miejscowości Vang w 1842 roku. Niestety więcej ciekawostek Wam w tym miejscu nie powiem (co zostanie wyjaśnione na końcu wpisu)*. Tymczasem, spójrzcie nań ;)
Muzeum Karkonoskie Tajemnice
Mam słabość do muzeów. Nieważne, czy jest to super-hiper-interaktywne-nowoczesne muzeum, czy też stare, ze spróchniałym stropem i jedna wystawą przy oknie – wystarczy sam muzealny zapach, odrobina tego klimatu i ja już wiem, że muszę tam wejść. Muzeum Karkonoskie Tajemnice akurat należy do tych super-hiper-interaktywnych. Jego tematem przewodnim zdaje się być legenda o Duchu Gór, która jest również nieodłącznym elementem Karkonoszy. Jego bardziej przaśne imię to Liczyrzepa, a jego historia sięga jeszcze średniowiecza. Do czasów współczesnych przeszedł liczne metamorfozy i transformacje, ale historyjki z jego udziałem są niezmiennie i wciąż powtarzane. Wielu z nich możemy posłuchać podchodząc do aparatów telefonicznych w muzeum, przykładając wielką słuchawkę do ucha i obserwując poruszające się figurki. Możemy dużo więcej. Na przykład zagrać na laserowej harfie, poszukać skarbu czy narobić łomotu. Ja się bawiłam przednio! Jakby ktoś chciał dowiedzieć się więcej o tym miejscu, zaklikajcie na ich stronę internetową (
klik).
Miejskie Muzeum Zabawek
To muzeum urzekło mnie chyba najbardziej – nie tylko w Karpaczu, ale w ogóle. Kto nie lubi przecież zapomnieć na chwilę o Xboxach, iPhone'ach i innych "ajach" i cofnąć się na moment do czasu, kiedy bawiliśmy się pluszowymi misiami czy choćby lalkami Barbie? Swoją drogą wiecie skąd wzięła się taka, a nie inna jej nazwa? Podobno córka twórczyni lalki Barbie miała na imię Barbara - po prostu. Takie i całe mnóstwo innych ciekawostek oraz historii dotyczących również zabawek z dalekiej przeszłości, możemy usłyszeć w słuchawkach przechadzając się między szklanymi gablotami. Zbiory są bardzo liczne i piękne! To miejsce zdecydowanie skradło moje serce – bardzo bardzo polecam :) (tutaj można ich znaleźć w sieci ->
klik).
Muzeum Sportu i Turystyki
To jest właśnie takie muzeum, które z zewnątrz wygląda tak, że po prostu trzeba tam wejść! Po za tym, dajcie mi w nazwie słowo „sport”, to już na pewno takiego miejsca nie ominę. A co w środku? Między innymi narty słynnych skoczków, dawne bobsleje, trochę hokeja, ale … i trochę sztuki :) Brzmi intrygująco? W takim razie śmigajcie do Karpacza! (A wcześniej możecie po prostu zajrzeć tu ->
klik).
Także panie, nie musisz pan wcale chodzić po górach ;)
Tak właśnie wygląda Karpacz niegórski, a raczej muzealny. Myślę, że ten wpis oprócz pokazania miasta z innej strony, ma też za zadanie przekonać wszystkich malkontentów spędzania wolnego czasu w miejscowościach górskich, że nie trzeba narzekać, jeśli ktoś nas na taki wyjazd namawia. Uwierzcie mi, że w takich miejscach zawsze znajdziecie coś dla siebie, a rezygnacja z wypadu, może pozbawić Was wielu atrakcji! Także Karpacz podziwiam, Karpacz polecam i obiecuję kolejne turystycznie i nieturystyczne wpisy w najbliższym czasie :).
* Dla tych co wytrwali do końca, anegdotka ze zwiedzania Świątyni Wang:
(dialog mój i Mojej Mamy:
K: Zwiedzanie z przewodnikiem po polsku dopiero za 20 minut, teraz wchodzi grupa niemiecka. Czekamy czy idziemy?
MM: No to może poczekajmy? Pamiętasz jeszcze coś z niemieckiego?
K: Tak, pewnie! Miałam na studiach, na pewno damy radę! Szkoda czasu, bo się pogoda zepsuje, a jeszcze chcemy iść w góry.
.... (5 minut później, siedząc na ławeczkach w środku)
MM: No i co, i co mówią?
K: Że kościół został tu przeniesiony z Norwegii, że bardzo dawno temu, że zacny zabytek..
MM: No i co jeszcze?
K: Yyyy... nic ważnego! Skup się na architekturze, nie wnikaj!
Wniosek: Nie zwiedzaj Kościoła Wang z grupą niemiecką. WARTO POCZEKAĆ TE 20 MINUT. Naprawdę warto. :D